Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

to już ostatni wysiłek woli, pochodzący jednak nie z ośrodków mózgowych, lecz z powierzchni ciała, gdzie sieć nerwów odbierała pierwsze zewnętrzne podniety.
Gdyby Lejtan był w stanie ściśle analizować swe odczucia, niezawodnie doszedłby do przekonania, że ciało jego ze wszystkim co w sobie zawierało, rozpadło się na dwa światy. Składały się one z samodzielnych istot — komórek, stanowiących tkanki, zwykle sprawnie współpracujących z sobą i w normalnym stanie zgranych, jak dobra orkiestra, a zdolnych do wspólnego wysiłku jak karne szeregi wojska. Teraz wszystko się pomieszało i powikłało. Jeden świat rozedrgał się w chaotycznym rozmiotaniu i popłochu, drugi — znacznie mniejszy — jeszcze bronił całego kompleksu, jak bohaterski pułk wylęgając na wysunięte przeciwko wrogowi placówki i wytężając resztki swych sił tuż pod naskórkiem, na tej bezpośredniej granicy, gdzie spadały wrogie ciosy.
Stawrowski nie zwracając już uwagi na siedzącego przed nim człowieka pytał dalej:
— Czy Wiliums Sprogis miał u siebie truciznę?
W Lejtanie zaskowytał rozpaczliwy strach, lecz kurczące się usta odpowiedziały natychmiast:
— Tego wiedzieć nie mogę, nie mieszkaliśmy razem...
— W takim razie chciałbym wiedzieć, czy pan nie posiadał pewnej ilości trucizny? — padło nowe pytanie.
Lejtan posłyszał skrzypienie pióra sekretarza, pochylonego nad protokółem, poczuł na sobie