Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

skórą Panina czają się silne, prężne mięśnie, zdolne do gwałtownych odruchów — nagłych i żywiołowych, lecz ściśle z myślowymi procesami skoordynowanych; wyczuł, że ta niemal dziewczęca twarz i wyraziste, szafirowe oczy potrafią ukrywać w sobie groźbę, a niewinne, wilgotne usta z siłą wymawiać gorące, rozkazujące słowa. Malarzowi wydało się, że patrząc dłużej na piękne, pogodne czoło tego arystokratycznego młodzieńca, mógłby dojrzeć na nim odbicia obrazów, wytwarzanych w jego mózgu.
— Porwać je, przywłaszczyć i urzeczywistnić rzucając na płótno, przedtem, nim on sam uprzytomni je i wcieli w czyn! — mignęła Sprogisowi szaleńcza, zbrodnicza myśl, zbrodnicza, bo natychmiast sformułował ją dokładnie szepnąwszy: — Ukraść!...
Przeraził się i ze wstrętem odrzucił tę myśl czując pogardę dla siebie za bezsilny, tchórzliwy odruch i za to, że zawierał w sobie zapowiedź poddania się, przyznania absolutnej wyższości przeciwnika, z którym walkę uznał już za przegraną.
Zmrużył oczy od przeszywającego mózg ostrego bólu i goryczy wstydu, gdyż zrozumiał, że już uległ urokowi Panina, już wchłonął w siebie promienny jad, sączący się z jego istoty. Przecież, ujrzawszy „Mit“ księcia i zrozumiawszy wewnętrzną treść obrazu poczuł pogardę i odrazę do własnych utworów. Przypomniał sobie walkę, która zawrzała w nim samym, gdy porównywał swój mit łotewski z dumnym wszechludzkim Sfinksem Panina; w duszy odezwały się echa wła-