Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

— Posadzić Niusię na kolankach! Niusia lubi ciepło... Niusia — ruda koteczka...
Lejtan zaśmiewając się przekonywał „koteczkę“, że nie wypada przy byle okazji siadać „na kolankach“.
— Ach, pani Niusiu! Żeby pani tylko wiedziała, jaki mi pani cios zadała!
— Cóż takiego zrobiła mała, biedna Niusia? — pieszczotliwie wydymając usteczka pytała.
— No, jakżeż! To — wprost okropne! Cały czas byłem przekonany, że siedzę obok patentowanej księżniczki, lub co najmniej autentycznej hrabiny, a tymczasem... tymczasem... takie rozczarowanie! — śmiał się Ernest.
— A ty co wolisz? Herb książęcy, czy gorący całus? — już zupełnie poufale i nie żenując się obecnych, galopowała w swym nieskomplikowanym flircie podpita pani Niusia.
— Na razie wolę... szampan! — bronił się uparcie Lejtan i czuł się coraz lepiej i rozkoszniej w ciepłej, przyjaznej atmosferze, w tym gwarze, brzęku szkła, odgłosów muzyki, śród pocałunków i objęć, na które patrzył dobrotliwym, trochę zawstydzonym wzrokiem człowieka, nie umiejącego na poczekaniu wybuchać zmysłowo.
Lejtan i Sprogis, prowadzący życie nader skromne, a nieraz wprost ubogie, po raz pierwszy uczestniczyli w tak hucznej i obfitej uczcie.
Ernest czuł się wyśmienicie, chociaż nie brał bezpośredniego udziału w zaczynającej już zakrawać na orgię zabawie nowych przyjaciół. Ogarnęła go wesołość, której nic zakłócić nie mogło. Odpędził od siebie wszelkie troski i wspomnienia,