Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

nie bezcennych rzeczy nabył, resztę dostał w upominku...
— Czy pani również mieszkała w Japonii? — spytał.
— Mieszkałam przez trzy lata... — właśnie tyle, ile byłam żoną pułkownika, barona von Meck — odparła z westchnieniem. — Teraz pędzę smutny żywot samotnej wdowy...
Sprogis spojrzał na nią przenikliwie. Nie spostrzegł jednak nic podejrzanego. Pobudzone zmysły nie uspokoiły się wszakże i zmusiły go do coraz pilniejszego obserwowania tej kobiety, w zagadkowy sposób opanowującej jego męską wyobraźnię.
Podniosła głowę jak gdyby chcąc zrzucić z siebie jakiś ciężar i rzekła:
— Niech pan mi coś opowie o sobie! Chcę wiedzieć, kto właściwie wchodzi do mego domu...
Sprogis nie mógł jednak dać sobie rady z podnieceniem, wyczuwanym w obecności pani Zenaidy, a również z zachwytem, który opanował go na widok niezrównanej sztuki japońskich realistów i idealizatorów. Wszystko to razem złożyło się na ożywienie od dawna niepokojących go myśli i wywołało nowy wybuch troski, dręczącej go męką zwątpienia i pogardy dla siebie samego.
— Przeglądałem obrazy wielkich mistrzów „Wschodzącego Słońca“, największych geniuszów w dziedzinie sztuki Japonii, a nigdzie... ani razu nie spostrzegłem efektu słonecznego! Wszędzie i zawsze jakaś niemal bezbarwna mgiełka, w której toną kontury i koloryt obrazu... Wydać się może, że ci wielcy artyści, chociaż dla nich nie