Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

parku... Może mi się coś przydarzy na temat z „Dekameronu“...
Schwycił wpół ospowatą pokojówkę, ścielącą łóżka, i zaczął okręcać ją w kółko przytupując i śpiewając.
Sprogis śpieszył się z rozpoczęciem nowego obrazu. Rozstawiwszy stalugi naciągał płótno na podramek.
— Ho-ho! — mruknął Lejtan, spojrzawszy na przyjaciela. — Widzę, że sterujesz na wielką wodę?! Cóż to za olbrzymie płótno!...
Tegoż wieczoru lokaj księcia Panina przyniósł im wiązankę róż i dwie butelki wina. Przy kwiatach znaleźli kartkę z zaproszeniem na imieniny, które wypadały za dwa dni. Sprogis przeczytawszy list zaklął:
— Nie lubię odrywać się od roboty. Nie pójdę i — basta! Do diabła z głupimi imieninami!
Widząc jednak, że przyjaciel, posłyszawszy jego decyzję zmarkotniał, spytał go:
— Chcesz iść, mały?
— Bardzo! — szepnął Ernest. — Lubię gwar, światło, ludzi... zupełnie obcych, nic a nic mnie nie obchodzących! Wypoczywam wtedy, a potem pracuję z niebywałym ogniem. Czeka na mnie ciężka robota w Akademii przy końcu roku...
— No, to pójdziemy do Panina, skoro ci tak bardzo na tym zależy, Erneście, — mruknął Sprogis.
Lejtan rzucił się do niego, wyściskał i wybiegł na miasto.
Powrócił dopiero przed północą, zmęczony pracą w klasie gipsowych modeli i natychmiast