Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ V.

Lejtan znajdował się w kreślarni, gdy woźny zajrzawszy do sali zawołał:
— Ktoś przyszedł do pana i czeka w szatni!
Student, zdziwiony nieoczekiwaną wizytą, szybko zbiegł do zatłoczonego zwykle holu. Ujrzał z daleka już księcia Panina, który uśmiechając się do niego radośnie wymachiwał kapeluszem, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
— Co się stało? — krzyknął Lejtan skacząc przez trzy stopnie.
— Masz tobie! Czyż koniecznie trzeba, żeby się coś stało? — odparł wesoło Panin. — Wprost pragnąłem widzieć ciebie, mój mały!
— Dziękuję ci bardzo, myślę jednakże, że i inne powody przywiodły cię tutaj! — zauważył Lejtan. — Gadajże prędzej, bo się śpieszę! Muszę dziś za wszelką cenę skończyć obowiązkowe zadanie z geometrii wykreślnej...
— Zgadłeś, mój drogi! — zaśmiał się książę. — Słuchaj! Przyjechała moja ciotka — ziemianka. Stara, złośliwa, a strasznie nabożna i bogata dama. Przywiozła jakieś bizantyńskie obrazki i starożytną kopię Matki Boskiej Włodzimierskiej...