W pogodne poranki, przy wschodnim wietrze, rozpraszającym opary morskie, ze szczytu dzwonnicy można, podobno, widzieć odrazu dwa morza — Martwe i Śródziemne.
Tu na znacznej wysokości szaleje potężna dma, zrywa ona nam kapelusze i szarpie poły ubrania. Wydaje mi się, że czuję wahadłowe ruchy dzwonnicy. W każdym razie nie chciałbym tu znajdować się podczas trzęsienia ziemi, które tak często nawiedza Palestynę.
Nazajutrz przed pielgrzymką do Gethsemani byłem raz jeszcze na górze Oliwnej.
Zastałem w kościele znajomą już zakrystjankę i jeszcze jedną kobietę, ubraną skromnie, w czarnej chustce na głowie.
Zakrystjanka spotkała mnie nieufnie i, patrząc mi w oczy, spytała wręcz, z bolesnym grymasem na twarzy:
— Czy pan nie jest czasem bolszewikiem?
— Dlaczego siostra podejrzewa mnie o bolszewizm? — odpowiedziałem pytaniem.
Zamyśliła się na chwilę, a później, marszcząc brwi, odparła spokojnie:
— Oprócz pielgrzymów nikt tu do nas nie zagląda. Poco? Sami żyjemy w nędzy i ubóstwie i niczem, oprócz modlitwy, dopomóc nie możemy. Minęły te czasy, gdy przez nasze ręce przelewały się wielkie sumy na zapomogi podróżującym i pobożnym pielgrzymom... Pan tymczasem już po raz drugi przychodzi tu... Myślałam, że pan chce zbadać, jak i co się u nas dzieje, i donieść bolszewikom, którzy ostrzą zęby na rosyjskie posiadłości w Ziemi Świętej.
Przekonałem ostrożną, podejrzliwą zakonnicę, że nietylko nie jestem wyznawcą Lenina, ale przeciwnie — trwam w nader naprężonych stosunkach z Sowietami.
Kobieta, którą zastałem tu obok mniszki, widocznie unikała znajomości ze mną. Spostrzegłem to odrazu i zaintrygowany tem, zacząłem wciągać ją do rozmowy.
Zakrystjanka nie znała Rosji powojennej i żadnej rewolucji nie widziała.
Opowiadałem jej o tej wichurze dziejowej.
Wtedy ozwała się nagle nieznajoma, a tak namiętnie i gorąco, że to zastanowiło mnie.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/122
Ta strona została skorygowana.
94
GASNĄCE OGNIE