Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
6
GASNĄCE OGNIE

Ucieszyły się, że znalazły towarzysza podróży aż do Palestyny.
Ach! Jak to dobrze, że pan zwiedzi i przekona się o wszystkiem, czego dokonali Żydzi w odzyskanej ojczyźnie! — wyrwało się jednej z dziewczyn.
Wyczułem taki gorący, szczery poryw, taką dumę i zachwyt, że mimowoli pomyślałem o magicznej sile słowa „ojczyzna“.
Ponieważ znajomość została zawartą, dziewczęta już spokojnie rozwiązały swój przeogromny worek i wydobyły śniadanie; chleb, jajka na twardo, sól, kilka główek czosnku i dwa jabłka.
Spożywały w milczeniu, lecz wkrótce zaczęły się porozumiewać wzrokiem i spoglądać na mnie.
Po chwili jedna, lepiej mówiąca po angielsku, podała mi na papierku pęczek czosnku i szczyptę soli.
— Może pan się posili? — zapytała, rumieniąc się. — Czosnek dobry jest na zdrowie, a szczególnie w upał.
Nie chciałem odmówić, a zresztą lubię czosnek i cebulę, przecież nie darmo szmat życia spędziłem w Azji. Ileż to razy tylko te poczciwe rośliny ochroniły mnie przed szkorbutem i dyzenterją?!
Zjadłem więc ofiarowany mi przysmak i odwdzięczyłem się zaraz, częstując swoje sąsiadki pomarańczami.
Murzyni, w najskwarniejsze okresy dla ugaszenia pragnienia, używają dużo czerwonego pieprzu, hindusi i malajczycy — imbiru, arabowie i mongołowie — czosnku dzikiego, lub cebuli, którą też, pod nazwą „czeremszy“, żywią się w lecie syberyjscy myśliwi.
Dobrze mi zrobił na pragnienie młody, świeży czosnek rumuński!
W przedziale naszym wszechwładnie rozpanoszył się jego słodkawy, drażniący aromat.
W godzinę później pisałem do żony list, a zakończyłem go tak:
— Nie całuję ciebie, bo nie znosisz zapachu czosnku, którym jestem przesiąknięty, aż do samego dna duszy.
Pociąg mknie dalej, lecz nagle ze zgrzytem i łoskotem staje.