dani karze cielesnej. Tymczasem, jeżeli inny naród wypędzi ze swoich granic podobne typy lub jeśli tłum podczas manifestacji poturbuje Żydów agitatorów — natychmiast wybuchają krzyki o „pogromach.“
W swojej kartotece posiadam wycinek z gazety żydowskiej, w której dr. K. Schwarzbart z powodu niegościnnego przyjęcia rewizjonisty Wł. Żabotyńskiego w Palestynie, pisze z oburzeniem o niesumienności i stronniczości prasy żydowskiej.
„Oh! My umiemy się demokratycznie oburzać, w imię czystej zasady, jeśli się nie wpuszcza do Palestyny choćby tylko kilku notorycznych komunistów, którzy przyjeżdżają, aby pluć na język hebrajski, robić napady na gmach Egzekutywy sjonistycznej i niszczyć, zatruwać, podważać młode fundamenty odradzającej się żydowskiej Palestyny na rozkaz Moskwy. Wtedy, wtedy bryka nasze poczucie demokratyczne, choć jesteśmy ich przeciwnikami. Niechby tam wszystko djabli wzięli, ale niech żyje — zasada: nie wolno przed nimi zamykać bram kraju. A gdy w Palestynie grupki komunistycznych jidyszystów urządzają bez najmniejszych potrzeb, przez życie dyktowanych, demonstracyjne zgromadzenia przeciw językowi hebrajskiemu, a Liga szerzenia języka hebrajskiego występuje przeciw tym prowokacyjnym, wyłącznie politycznym demonstracjom, wówczas znowu jaśnieje w nas, nie we wszystkich na szczęście, czysty demokratyzm zasady: wolność słowa! Niechby tam nawet w Bolszewji szli nasi bracia do więzień za używanie języka hebrajskiego! Niech żyje wolność słowa!“[1]
Tymczasem w prasie palestyńskiej spotykałem bardzo przykre artykuły i korespondencje z powodu zajść lwowskich, które były tak proste i zrozumiałe, jak zrozumiałą jest odpowiedź ciosem na cios, przyczem wina spada, na zadającego pierwszy cios. Nie było tam powodu do zmobilizowania „światowej antypolskiej propagandy“, lecz powstał hałas nielada. Tymczasem, jakżeż cichutko i skromniutko zachowywali się czołowi publicyści żydowscy w Tel-Awiwie i Haifie, gdy władze angielskie zamierzały wysłać z Pale-
- ↑ „Chwila“ nr. 2728, Lwów, 24. X. 1926, str. 5.