ze sobą; o miłości Salome do „lwa ryczącego“ i o jej zemście za poniżenie ambicji kobiety i królewny, — powracałem do Jerozolimy.
Droga biegła ku Morzu Martwemu.
Od wschodu podnosiły się nagie zbocza gór Moabskich, wybiegających daleko ostremi przylądkami. Na brzegach tego ogromnego jeziora znaleziono ślady prawie wszystkich tych miast, o których pozostały wspomnienia w księgach starego i nowego zakonu.
Martwe Morze, jak go nazywali Rzymianie, a właściwie „Sodomskie“ lub „Słone“ w nomenklaturze hebrajskiej, zajmuje obszary, na których znajdował się niemal „raj ziemski,“ a w nim miasto Sodoma, Gomorra, Adama i Seboim. Przepełnione ohydnemi grzesznikami zginęły one bez śladu. Muszą, z pewnością, leżeć gdzieś głęboko pod pokładami soli potasowych i magnezjowych, wyściełających dno jeziora.
Jednak, gdy chcę uprzytomnić sobie obraz tego dramatu, — nie mogę wywołać w wyobraźni swojej strasznych scen zniszczenia wspaniałych miast i śmierci tysięcy ludzi.
Zbyt piękny i łagodny widok przedstawia się oczom moim!
Niesłychanie przezroczysta, jakaś promienna atmosfera harmonizuje z niewypowiedzianie czystą, lazurową powierzchnią jeziora, na którem lśnią się i połyskują plamy i wężyki odbitych w toni promieni słońca.
Żadna żywa istota niema swej siedziby w głębi tej lazurowej wody. Ryby, które dostają się do niej z prądem Jordanu i mniejszych rzek, giną natychmiast w przesyconem solami jeziorze; żaden ptak nie szybuje nad gładkiem, lazurowem zwierciadłem jego.
Na brzegu spostrzegam kilka basenów, wykopanych dla celów przemysłowych. W nich odbywa się parowanie wody pod działaniem słońca. Białe jak śnieg plamy osadzonej soli widnieją wszędzie dokoła basenów, a na ich dnie gromadzi się gruba powłoka krystaliczna.
Na tem miejscu żydowski przedsiębiorca, p. Nowomiejski, dawny mieszkaniec Syberji, gdzie posiadał kopalnie węgla, zakłada eksploatację soli potasowych, któremi, podobno, Morze Martwe jest przesycone. Jeżeli tak jest w istocie,