Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/211

Ta strona została skorygowana.
165
NAJSTAROŻYTNIEJSZE OSIEDLA

Palestyna zdobędzie wkrótce ważną placówkę w przemyśle chemicznym.
Dalej stoją lekkie pawiloniki, sklecone z cienkich desek. Mieszczą się w nich kawiarnia i zakład kąpielowy.
Jakiś amator kąpie się w jeziorze.
Woda tu jest tak gęsta, że człowiek siedzi na znacznej głębinie, trzyma w ręku rozwinięty parasol i czyta książkę!
Znam takie drugie jezioro.
Pływałem w nim jak korek!
Nazywało się po tatarsku Szunet, a znajdowało się w systemie gór Kizył-Kaja, w środkowej części rzeki Jenisej.
Rzucam raz jeszcze spojrzenie na Martwe Morze, czyli „morze Lota“, jak je nazywają Arabowie, i wsiadam do auta.
Szosa wije się głębokiemi wąwozami śród nagich gór, wspina się na ich krawędzie i stacza się gwałtownemi wirażami na dno dolin, pełnych drobnego, lotnego piasku, w którym się grzebią dróżnicy arabscy, naprawiający jezdnię.
W godzinę później wyłania się z mglistej dali góra Oliwna z dzwonnicą katedry prawosławnej, a wkrótce potem trafiamy w zaduch ubogiego przedmieścia Jerozolimskiego, gdzie Arabowie rżną bydło, pracują w ogródkach warzywnych i uprawiają różne rzemiosła.
Gnieżdżą się tu kowale, kamieniarze, cieśle, garbarze i grabarze.
Na zboczu góry — cmentarz muzułmański. Jakieś głębokie jaskinie w warstwach piaskowców, gaik oliwny... Grób Łazarza...
Przy studni siedzi młoda Arabka i szlocha, zawodząc żałośnie...
Słońce gaśnie za górami...