zrównał z ziemią najeźdźca z nad Toły i Orchonu, chan Gułagu, wnuk Dżengiza...
Bywałem na brzegach tych rzek i siedziałem przy ogniskach potomków dżengizchanowych, więc mogę, jak nikt inny, zrozumieć wysiłek wodzów mongolskich, którzy umieli doprowadzić swoje hordy nad Tygrys, a nawet, dążąc innemi szlakami, — nad Wisłę i Dunaj.
Daleko chadzali książęta mongolscy, niezliczone hordy wojowników prowadząc za sobą w poszukiwaniu lepszego bytu, nieznanego, wymarzonego światła nowego, które miało płonąć na tajemniczym, wspaniałym i bogatym Zachodzie! Szły te dzikie zastępy, pławiąc się we krwi i pozostawiając po sobie trupy i zgliszcza, topniały, jak tocząca się z gór lawina, zanikały, jak rozszalały bałwan morski, gdy runie na zdziar nizinny; drobnemi strumykami i upływami powracały zdziesiątkowane hordy do stepów swoich smętnych, okiem nieogarniętych, unosząc w pamięci cudne bajki o zachodzie i tęsknotę niczem nie ukojoną, budzącą w nich żądze nowych podbojów i dalekich, opętańczych wypraw ku słońcu, które rodzi się w ich ojczyźnie, a umiera w powodzi szkarłatu i złota na przeciwnym krańcu ziemi.
My — europejczycy i amerykanie marzymy o wschodzie, oni — ci ludzie z krainy wschodzącego słońca śnią o zachodzie.
Włoski myśliciel G. Ferrero twierdzi, że my szukamy na wschodzie resztek „kwalitatywnych“ cywilizacyj, czyli duchowego pierwiastku w bytowaniu i rozwoju ludzkości... my — ludzie, znużeni szalonym wyścigiem kultury materjalnej, my — niemal już automaty na kółkach, kołach i skrzydłach, my — ślepcy, otoczeni mrokiem nędzy duchowej.
Czegóż szukają „azjaci“ na zachodzie?
Dążą vice versa do „kwantytatywnej“ cywilizacji, ponieważ znużyła ich i w otchłań rozpaczy rzuciła nędza ich bytu, nędza, o której wyobrażenia nawet mieć nie mogą najnędzniejsi z nędzarzy Europy i Ameryki; szukają oni nowych motorów, aby poruszyły z posad życie, od wieków zamarłe w bezwładzie i gnuśności, tego dziedzictwa sławetnej „kwalitatywnej“ cywilizacji wschodu.