W kabarecie spotykają się na gruncie neutralnym sunnici z szyitami, okrutni Kurdowie z tchórzliwymi Persami, dumni „wogsy“ z Beduinami, od których zanosi potem ich własnym i końskim, nawozem bydlęcym i czosnkiem; nienawidzący się wzajemnie przeróżni sekciarze Islamu; Syryjczycy, Żydzi, Ormianie i niższy personel administracji angielskiej; goście przyglądają się tym dość okazale rozrosłym „artystkom“, pożądają tych kobiet, które zrzuciły na zawsze niewolniczy „czarczaf“[1] i okazują mężczyznom swoje oblicze nieruchome, pozornie obojętne, naszminkowane i groźne, bo za upadek swój, za wyklęcie ich przez „ulemów“ żądają one hojnej rekompensaty w rupjach, funtach, drogich kamieniach, złotych obręczach na ręce...
Wyliczając gości kabaretu, wspomniałem o „Wogsach.“ W żadnym słowniku etnograficznym nie można znaleźć tego szczepu, bo też taki wcale nie istnieje w Międzyrzeczu.
Jest to nowotwór, zaszczepiony przez angielską politykę w Mezopotamji.
„Wogsy“ są Hindusami — buddystami. Jako tacy muszą pogardzać muzułmanami, a, że przeszli początkową szkołę angielską, mówią po angielsku i są na służbie angielskiej — pogardzają w trójnasób.
Są bardzo dumni, pewni siebie i pyszni.
O sobie inaczej nie mówią, jak „we oriental gentelmen!“ Trzy początkowe litery tych słów tworzą nowy wyraz „wog“ stąd w liczbie mnogiej „wogs“, jak poza plecami wschodnich dżentelmenów nazywają ich Anglicy.
Władze posługują się tymi Hindusami, bo też oni prześcigają się wzajemnie, aby być bardziej Anglikami niż sam książę Walji.
Arabowie, Syryjczycy, Wahabici, Ormianie, Turcy, Kurdowie, Żydzi, zgodnym chórem nienawidzą „wogsów.“
Ci zaś pogardzają całą tą powodzią „dziczy.“
Bez wątpienia, żaden z nich nigdy nie będzie sekretarzem mahatmy Ghandiego, a nawet „daktylo“ lub stenografem Tagore’go.
Co do stosunków, panujących pomiędzy Żydami mezopotamskimi, wśród których nazywano mi kilka rodzin pa-
- ↑ Zasłona, noszona przez kobiety wschodnie,