Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/296

Ta strona została skorygowana.
240
GASNĄCE OGNIE

szczeliny w ścianie starej, kubby“ i wskazuje ciemne przejście do „serdabu,“ gdzie panuje chłód przyjemny.
W dalekim kącie błyska światełko — migotliwe, niepewne...
Pali się, kopcąc, kaganek z łojem baranim.
Niby miraż, otoczony mgłą drgającą, na łożu, okrytem kobiercem, spoczywa mąż w zawoju pysznym, o obliczu dostojnem i dumnem. Zastygłym wzrokiem patrzy na siedzącą przed nim niewiastę o oczach rozmarzonych i ustach purpurowych — od namiętnych pożądań, a może... od świeżej henny[1] z Ladaku.
Szeleści cichy, przejmujący szept:
— Panie mój, władco i królu Szechriar! Oto ja — najbardziej niegodna z grona twoich żon, mknęłam tu cieniem zwodniczym i chybkim, aby rozchmurzyć twe czoło królewskie w tę tysiąc drugą noc!... Szechrezada opowie ci nową bajkę, przed którą zblednie księga Sindbada o przewrotności niewieściej...
Dłonią bladą skinęło leniwie widmo Szechriara, a niewiasta wnet mówić zaczęła. Głos jej był ni to cichy szmer suchych liści figowych i oliwnych na płytach popękanej posadzki „serdabu.“
— Władco! Niewidzialna sunęłam dziś ulicą Dżiljad... Wiesz przecież, że tam się wznoszą ślepe, wysokie mury, ukrywające domy najstarszych rodów arabskich tych, które walczyły w szeregach abbasydów i kalifa Husseina, wnuka wielkiego Proroka... Wślizgnęłam się, jak mgiełka nieuchwytna, do siedziby Masudi-ben-Salchani, lecz nie zastałam mężów, chociaż była to właśnie godzina południowa, albowiem „muezzin“[2] już nawoływał z minaretu do modlitwy..
— Gdzież byli? — jęknęło, niby westchnienie, pytanie króla.

— Siedzieli w kawiarni „Britannia,“ z giaurami pili kawę i palili „nargile“[3], ponieważ dobili targu na wysłanie z Mossulu karawany, ładowanej wełną, — odparła Szechrel zada. — Wtedy powróciłam do domu szlachetnego ben-Sachani, aby przyjrzeć się życiu w haremie...

  1. Barwnik roślinny, używamy w kosmetyce wschodniej.
  2. Sługa przy meczecie.
  3. Fajki.