Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
18
GASNĄCE OGNIE

Na śmierć zapomniałem, że na prawo w dymie i mgle złocistej widać już minarety Stambułu, a naprzeciwko — Skutari na azjatyckim brzegu.
Ildyz-Kiosk, mniejsze pałace, grupy cyprysów, stłoczona ciżba brudno szarych domów, pnących się aż na sam szczyt wysokich wzgórzy.
Zatrzymuje nas na redzie kuter inspekcji lekarskiej.
Wszyscy są zdrowi na pokładzie „Azji“. W Bosforze uspokoiła się fala i morska choroba znikła bez śladu. Pasażerowie teraz odbijają stracony czas, krzyczą i biegają, jak opętani, wymachując rękami, nerwowi, ruchliwi, podnieceni.
Płyniemy dalej.
Na spotkanie nasze do klucza łabędzi podobna leci eskadra wodopłatowców. Czterdzieści aparatów wojennych z odznakami floty powietrznej Włoch!
Wielka demonstracja... Biuletyn radjowy zawiadamia świat, że włoscy lotnicy zwiedzą porty greckie, tureckie, bułgarskie, rumuńskie i — Odesę.
Daleki lot, lecz jakżeż piękny! Jeden po drugim płatowce „lądują“ i, jak mewy, już się kołyszą na łagodnych falach cichego Bosforu...
— Widzicie tę armatę, wysuwającą paszczę nad nasypem? — zapytuje nas przechodzący oficer. — To – Kandili, skąd sygnalizują pożary w stolicy...
Uwagę naszą zwraca na siebie duże stado delfinów. „Świnie morskie“ wyskakują z wody, podpływają pod nasz okręt i już koło drugiej burty jego baraszkują w wodzie, tnąc ją długiemi ryjami.
Za Wanikoj znikają w oddali ostatnie zabudowania Stambułu i Skutari.
Widzimy tylko rozległe koszary Kuleli i ruiny bazyliki Michała Archanioła, patrona marynarzy z morza Czarnego i Egejskiego. Jeszcze jeden zamiejski pałac sułtański w Beylertej, wieża Leandra, i — wypływamy na morze Marmara.
Jesteśmy w pobliżu Wysp Książęcych, dokąd przed wojną zwożono bezdomne psy konstantynopolitańskie i skazywano na śmierć głodową. W pewnych okresach podkarmiano je, co prawda, oddając na pożarcie politycznych wrogów padyszacha. Wysepki te stały się po wojnie areną innych wypad-