Z pustyni zaleciał gorący podmuch...
Zalatuje on ciągle, przerażający, groźny, nielitościwy, a zawsze zły, niemal wściekły, chociaż znika w okamgnieniu i hula po pustyni, podnosząc błąkające się na horyzoncie słupy zgrzytliwego, niemal do białości rozpalonego piasku i czerwonej ziemi, — suchej, lotnej i gryzącej.
Może dlatego „królowie czterech stron świata“ — władcy Asyrji i Babilonu nie bardzo się troszczyli o to miasto, stojące nad Tygrysem. Za nich Bagdad nigdy nie był wielkiem odśrodkiem i rzadko o niem wspominają napisy Neniwy, Babilonu, Uru, Borsippy i Kiszu.
W pobliżu Bagdadu wznoszą się ruiny „pałacu Nimruda“. Są to pozostałości chaldejskie, jak twierdzą archeologowie, lecz w ostatnich latach, podobno, rozlegają się głosy, że raczej Persowie, jak naprzykład Cyrus, wznieśli te mury i pilastry cyklopiczne.
Muzeum bagdadzkie, które zwiedziłem, w towarzystwie dowcipnego, dziwnie pogodnego i rozumnego p. de Vos’a, posiada sporo przedmiotów, należących do przedhistorycznych czasów, lecz są to zgromadzone tu resztki, znalezione w różnych miejscach Mezopotamji, przytem wyłącznie takie, które nie interesowały British Muzeum lub Louvr’u, zawierających większość zabytków asyro-babilońskich.
Muzeum w Bagdadzie, urządzone z wzruszającym pietyzmem, zawdzięcza swój byt pannie Gertrudzie Bell, znanej szeroko i zaszczytnie w kołach archeologów i orjentalistów. Ona to, narazie w jednej salce dawnego Seralu założyła to muzeum, które obecnie posiada własny, bardzo stylowy i obszerny gmach.
Wszystkie przedmioty pochodzą przeważnie z wykopalisk w Kiszu, Urze i Babilonie.