Od Bagdadu do ruin Babilonu — 54 mile angielskie nikczemnej drogi. Tak twierdzi w swoim przewodniku miss Dorothy Mackay.
Po wyjeździe z miasta samochód nasz...
Nie! Nie tak należy pisać o mieście, które nosiło w starożytności nazwy „bramy bogów“, „siedziby życia“ i „ręki nieba“!
Stanowczo — nie tak!
Niechże opowiadają o Babilonie jego królowie, kapłani, wojownicy, cudzoziemscy goście, niewolnicy, świątynie Bela-Marduka i Isztary, lwy, smoki, mury pałaców, tarasy ogrodów wiszących, — wszystko to, co nagle odżyło i nabrało barwy i ruchu, co zawładnęło mną — polskim pisarzem, kiedy wzruszony kroczyłem „świętą drogą“ ku Esagili!...
Niech opowiadają, niech świadczą te cienie, wynurzające się z otchłani przeszłości, i te mury, nagle prężące się z piasków, niby przysięga niema, w kamień zakuta...
Niech mówią tak wyraźnie i rzewnie, jak szeptały do mnie lękliwym szmerem palmy tuż obok arabskiej wioski Kwerisz, bluźnierczo przytulonej do ostatnich ruin przedmieścia stolicy „władców królów“.
∗ ∗
∗ |
Działo się to w dzień Nabu miesiąca Szamasz.
Słońce po długiej ulewie, którą zesłał miłosierny Tammuz zapładniający, jeszcze nie dyszało żarem.
Na brukowanym płytami czarnego kamienia wybrzeżu Puratu (Eufratesu) tłoczył się tłum, głowa przy głowie, ciżba różnorodna, mieszanina typów, języków, strojów i nakryć głowy.