— Musimy sporządzić się do uczty, — rzekł, wstając i przeciągając się, Pers.
— Czas już, panie! — kiwnął głową stary Joszue.
Wieczorem odbyła się uczta w pałacu, a gdy wszyscy, oprócz króla i posłów, idąc za przykładem Belszarasura, byli już pijani, Nabunaid ujął Gobrjasza pod ramię i razem opuścili salę.
Król prowadził Persa po wspaniałych ogrodach, tarasami podnoszących się coraz wyżej, gdzie stały piękne, oplecione winem altany w gaju palm, cyprysów, cedrów i fig. Cicho szemrały fontanny i dzwoniły strumyki, biegnące w kamiennych łożyskach.
Gobrjasz domyślił się, że widzi słynne na cały świat, wiszące ogrody.
Założył je na potężnych sklepieniach, piramidalnych pilastrach i murach o nieskruszonych arkadach, wspaniały Nabukadnezar dla swojej żony. Pochodziła ona z książęcej rodziny z krainy Medów i tęskniła do gór swej ojczyzny. Rozkochany małżonek rozkazał architektom babilońskim i greckim wznieść sztuczne góry, gaje, łąki zielone, pełne cudnych kwiatów i przedziwnych ptaków.
Król zatrzymał się przy fontannie i rzekł do posła:
— Postanowiłem być wasalem twego pana, niech tylko uszanuje miasta, osiedla i rolę ludu mego i niech nie targnie się ani na Esagilę i Etemenanki, ani na Emah, ani na żadne inne dzieło wielkiego Nabukadnezara, albowiem wtedy spotkałaby Cyrusa zemsta bogów nieba i ziemi! Powtórz te słowa moje władcy twemu, a od tej chwili — memu!
Powrócili do gości. Nabunaid jednak wkrótce wyszedł, udając się do wróżbitów, którzy przybyli tego wieczora z Nippuru.
Uradowany z udanego posłowania Gobrjasz pił na umór.
Nagle zbliżył się do niego Belszarusur i, zaglądając mu w oczy z pijaną bezczelnością, zawołał ze śmiechem:
— Parsie, synu niewolnicy naszych niewolników! Oddaj Cyrusowi ten miecz i powiedz, że jest to odpowiedź króla babilońskiego!
Odrazu otrzeźwiał Gobrjasz i, nic nie mówiąc, ponieważ rozumiał że słowo babilończyka równem jest szczekaniu psa, opuścił salę.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/322
Ta strona została skorygowana.
262
GASNĄCE OGNIE