Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/337

Ta strona została skorygowana.
275
CAMPO SANTO“ SZYITÓW

dziennie obkładano świeżemi jabłkami... dla dobrego zapachu...
Mówiąc to, Arab śmiał się bezczelnie. Po chwili ciągnął dalej:
— Słyszałem, że taka „martwa kontrabanda“ kosztuje rodzinę bardzo drogo, bo władze, kolej i okręty nie dają pozwolenia na przewóz jej... Trzeba więc komuś płacić hojnie... Anglicy też nie lubią tych transportów, obawiając się chorób zakaźnych. Zwykle więc nieboszczyk wyjeżdża z Bagdadu lub Mossulu na wielbłądach, a w drodze zabiera go samochód. Tak też zrobiłem, aby uniknąć kłopotów z policją i nie stracić zarobku, bo krewni Persa płacą mi za martwego pasażera daleko drożej niż ja zażądałem od żywego pasażera...
Znowu się zaśmiał. Mimowoli uśmiechnąłem się, patrząc na jego bezczelną, ciemną twarz.
— A jeżeli wieziemy ze sobą dżumę lub cholerę? — zapytałem po chwili.
Machnął ręką i odparł wesoło:
— Rzadko się to zdarza! Był to bogaty Pers, więc musiał umrzeć na chorobę bogaczy: na serce, wątrobę lub...
Puknął się w czoło i dodał:
— Bach! Udar krwi tu i... zapraszam się do ciebie, Abbas Hussein!
Wkrótce zaczęły się pola uprawne, sady owocowe, z jabłoniami, drzewami oliwnemi i migdałowemi, a w godzinę później ujrzałem miasto, skupione, zbite w jedno szaro-żółte zbiegowisko domów o płaskich dachach; nad miastem górował meczet Husseina i dwa wysmukłe, z barwnych cegieł zbudowane minarety.
Czekają już na nas przed bramą odbiorcy, bo kilku Persów w czarnych czapeczkach, ujrzawszy „Minerwę“, przegradza nam drogę. Z płaczem i głośnemi okrzykami zabierają nasz bagaż i odchodzą, rzuciwszy kilka słów szoferowi.
Arab pozostawia maszynę przy bramie pod opieką nagiego żebraka, który natychmiast gramoli się do środka, uciesznie szczerząc zgniłe, żółte zęby.
— Odprowadzę pana do dobrej jadłodajni i przyjdę, gdy załatwię swoje interesy! — mówi szofer.