Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/343

Ta strona została skorygowana.
281
CIENIE... CIENIE...

Czy parlamenty i rządy nie sporządziły dotąd bilansu, ile ta polityka „półkolonji“ przynosi państwom europejskim, a ile za to żąda od nich?
Czy nie świta już w głowach polityków myśl, że gra nie jest warta zachodów?
Czy nie wyczuwa się jeszcze w powietrzu burzy, jako plonu zasiewu wiatru?
Lecz oto i przeprawa przez Eufrates...
Znam już ten prom, tych przewoźników i ich ubogie szałasy.
Musimy czekać, bo prom uczepił się przeciwległego brzegu.
Wychodzę z autobusu, żeby zrobić kilka zdjęć fotograficznych.
Od strony Bagdadu nadbiegają dwa samochody, piękne Packardy. W każdym z nich znajduje się po czterech pasażerów i sporo bagaże, umieszczone na stopniach wozów.
Stają tuż za autobusem Nairna, przegradzającym im drogę.
Wdrapuję się na wysoką wydmę, aby ogarnąć aparatem większą przestrzeń.
Z jednego z samochodów wyskakuje dwóch pasażerów i podbiega do drugiej maszyny.
Zdejmują hełmy i pytają zniżonemi, pełnemi służalczej troski głosami:
— Jak się czuje wasza cesarska mość...
— Dziękuję, panowie, zupełnie dobrze! — brzmi odpowiedź.
Uważnie przyglądam się mówiącemu.
Nie mogę ochłonąć ze zdumienia! Przecież ja znam tego młodzieńca?
Prawda, że zapuścił on teraz wąsy i bródkę i stał się jeszcze bardziej podobny do popularnych portretów tragicznego cara Mikołaja II.
Przypominam sobie czasy syberyjskich rządów admirała Kołczaka, gdy to pewnego razu gruchnęła wieść, że w stanicy kozackiej nad Irtyszem ukrywa się uratowany cesarzewicz Aleksy, który uniknął strasznego losu całej rodziny, zamordowanej w Jekaterynburgu. Powstało wtedy wielkie poruszenie — radość i konsternacja. „Następcę tronu“ potajemnie wywieziono do Omska i tu wszyscy byli przekonani,