na pokrywie lodowni, gdzie się przechowuje mrożona woda do picia.
Zasnąłem i przespałem prawie dwie godziny. Po przebudzeniu spostrzegłem, że mój hełm zniknął.
Nie znalazłem go ani na siatce, ani na podłodze. Prawdopodobnie silniejszy podmuch wiatru porwał go i wyrzucił przez okno.
Byłem ucieszony. Stał mi się już niepotrzebnym ten przyciężki i mocno zniszczony hełm. Nie wiedziałem co robić z tak ogromnym „meblem“, bo go do żadnej walizki nie można wpakować. Miałem ze sobą miękki kapelusz filcowy, który już od Damaszku będzie wystarczający.
Pasażerowie wyrażają mi ubolewanie z powodu „dotkliwej zguby“.
Staram się przekonać ich, że bynajmniej nie jestem zrozpaczony.
Przypominam sobie nagle i opowiadam zabawną historję, opisaną, zdaje mi się, przez Marka Twaina.
Jakiś Amerykanin, podróżujący koleją, a później tramwajem, miał wiele wstydu, przykrości i kłopotu z paczką, w której znajdował się mocno niearomatyczny ser. Chciał się go wreszcie pozbyć, więc umyślnie zapominał paczkę w wagonach. Nic z tego! Uczciwi pasażerowie niezmiennie zwracali mu zatruwający powietrze bagaż, doprowadzając do rozpaczy nieszczęśliwego posiadacza sera.
Moi towarzysze, słuchając tego opowiadania, śmiali się głośno.
W złą godzinę opowiedziałem tę przygodę amerykańską, bo w kwadrans potem, jakiś prywatny samochód dogonił nas, a szofer krzyczał i wymachiwał w naszą stronę... moim hełmem.
„Tommy“ ryczeli ze śmiechu, chory kupiec, trzymając się za omotany bandażami kark, podskakiwał wesoło, szoferzy dowcipkowali na wyścigi.
Hełm powrócił do mnie.
Musiałem „zapomnieć“ go w kilka dni potem w szafie „Gospody św. Rodziny“ w Jerozolimie. Miłe Marja i Luiza, z pewnością, miały z nim sporo kłopotu. A może, oczekuje on na mój następny przyjazd do Ziemi Świętej?
Wieczorem stanęliśmy w Kasr el Rutba.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/346
Ta strona została skorygowana.
284
GASNĄCE OGNIE