kością słoniową i mozaiką drzewną mebelki, mosiężne naczynia, bogate „keffieh“, cienkie, jak pajęczyna „czarczafy“.
Avenue de la Victoire doprowadza mnie do zburzonej i porzuconej fortecy tureckiej el-Kalaah, zbudowanej na fundamentach rzymskich.
Największy meczet Dżamia el Umani, został przekształcony z bazyliki chrześcijańskiej, a ta z kolei powstała na ruinach babilońskiej świątyni bożka Rammana. Potężna brama triumfalna z bogatemi rzeźbami prowadzi na dziedziniec, gdzie ciągnie się portyk z kolumn korynckich i wreszcie sam meczet obszerny, ciemny, bogato ozdobiony, oparty na kolumnach, a jedna z nich — tajemnicza „czwarta“ ma ukrywać głowę św. Jana.
Przed stu laty meczet ten mieścił najlepsze „medrese“ i księgozbiory arabskie i perskie. Teraz szkoły koraniczne podupadły zupełnie, a rzadkie, drogocenne księgi i rękopisy zostały zjedzone przez szczury lub sprzedane handlarzom z Suk el-Hamidie dla zawijania paczek. Dobrze jeszcze, że nie wyzbyto się starożytnego Koranu kalifa Osmana. Na szczęście pozostał i przechowuje się w skarbcu Dżemia el Umani!
Przy wyjściu z meczetu stróż za skromny „bakszysz“ pozwoli turyście napić się wody ze studni Jana Chrzciciela. Koło minaretu el Arus wznosi się mauzoleum Saladyna, a przy niem zasadzka, urządzona przez setkę żebraków, zjawiających się nagle. To pomogło mi wyzbyć się podziurawionych piastrów tureckich...
W Damaszku przewodnicy pokażą podróżnikom ulicę, na której Bóg dotknął niejakiego Saula ślepotą, dom św. Pawła Apostoła, św. Judy i św. Ananjasza, dom Jana z Damaszku, ojca kościoła wschodniego; św. Piotra, męczennika damasceńskiego, autora rozprawy o trzech siłach duszy i o odwadze w obronie Prawdy.
Na wybrzeżu Barady obszerny teren zajmuje meczet derwiszów — zabawna budowla z szeregiem małych kopulastych kapliczek, z meczetem i minaretami. Nad miastem podnoszą zgrabne piony przeróżne minarety — proste, szare i bogate, ozdobione zielonemi lazurowemi kaflami.