Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/361

Ta strona została skorygowana.
297
CIENIE... CIENIE...

Królowa w srebrnym hełmie i zbroi, z rozwianym kruczym włosem, pędziła na czele 70 000 jeźdźców, otaczając rzymskie legjony i usiłując rozproszyć ich zwarte, żelazne szeregi.
Z trudem powstrzymywał cezar swoich wojowników od popłochu i, upatrzywszy chwilę stosowną, przeszedł do ataku, ostrym klinem rozbijając główne siły Zenobji Septimy Augusty.
Królowa, robiąc wściekły przemarsz, cofnęła się do Palmiry, gnębiąc nieprzyjaciela ciągłemi napadami i licząc na pomoc pustyni i skwaru.
Zdziesiątkowane, znużone rzymskie wojsko, doszedłszy do stolicy Zenobji, miało przed sobą tylko śmierć lub zwycięstwo.
Aureljusz rozpoczął oblężenie, pozbawiając miasto wody i żywności. Mimo obietnicy, przerażeni Persowie i Arabowie w Nedżdu nie przyszli z odsieczą oblężonej królowej. Cezar przypuścił szturm i zdobył Palmirę.
Zenobja jednak przebiła się przez szeregi wrogów i na koniu zniknęła w pustyni.
Daleko wysunięty patrol rzymski schwytał ją już nad Eufratesem i przywiódł do Palmiry.
Stawiona przed cezarem uklękła przed nim i całą winę swego zuchwałego powstania przeciwko Rzymowi przeniosła na doradców swoich, szczególnie zaś na filozofa Longinusa — Greczyna. Aureljusz kazał stracić niefortunnych doradców, Zenobję zaś, ujęty jej pięknością i rozumem, przyjął z honorami, ponieważ miał zamiar mieć ją w szeregach jeńców, zdobiących triumfalny powrót władcy do „grodu wilczycy“.
Istotnie brała ona udział w triumfie Aureljusza, idąc w złotych łańcuchach za jego kwadrygą.
Na tem jednak nie skończyły się dzieje pięknej, czarnej królowej dalekiej Palmireny; ujrzała ona istotnie wieczny Rzym i widziała go potem nieraz, albowiem wspaniałomyślny cezar, zdaje się, draśnięty poważnie hebanową pięknością walecznej, mądrej i wykształconej „reginae barbarorum“, podarował jej piękną wille w pobliżu Tiburu nad brzegiem Anienu, szumiącego burzliwemi kaskadami.