Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/374

Ta strona została skorygowana.
308
GASNĄCE OGNIE

swoich sióstr, a nawet demonstrują to i owo. Za „bakszysz“ w Bejrucie można dopiąć wszystkiego!
Ciężkie oskarżenia padły z ust Smittena. Dowiedziałem się od niego o rzeczach, które przygodnemu podróżnikowi nie rzucają się w oczy narazie.
Za pieniądze można tu kupić niemal każdego człowieka z sumieniem, wiarą i przekonaniami, które zresztą mają ściśle ustanowioną taksę.
Przewodnicy, żeby się przypodobać i zasłużyć na zaufanie klienta, wymyślają na Anglików, a, widząc, że to nie wywiera pożądanego wrażenia, wyśmiewają Francuzów, gdy zaś i to się nie uda, zohydzają Turków...
Oblicze ludzi miejscowych — to tylko maska, ukrywająca nieprzepartą chciwość i plugawość charakteru.
Dusza i serce nie istnieją, bo nie są potrzebne, a raczej zawadzają tylko.
Zbędny jest nawet rozum; ma popyt i opłaca się sowicie jedynie spryt, zwykły spryt, nie zatrzymujący się nawet przed zbrodnią.
W tym ośrodku handlu Lewantu panuje etyka Sodomy i Gomorry, a mieszkańcy Bejrutu z dumą opowiadają o swoim zmyśle komercyjnym.
Tak mówił surowy, zimny Anglik, a von Kruze, dawno, mieszkający na Wschodzie, przytakiwał mu.
Niepociągający obraz przedstawiał się oczom moim.
Zresztą, czyż nie był identycznym z wyglądem świata „białego?“
Istniała tylko zewnętrzna różnica.
Na Wschodzie dusza narodów nie posiada listka figowego, na Zachodzie kroczy ona dumnie, dekorując się w togę Katona.
To też nie lubi ta „biała“ dusza „starego“ kościoła, który nawołuje do opamiętania, skruchy i pokuty, powtarzając natarczywie: „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego!“...
Szybko obiegłem Bejrut.
W tem mieście portowem pracuje polskie wschodnie T-wo. handlowe „Polor“, importujące nasz cement, z którego powstaje nowy Bejrut francuski.