Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/386

Ta strona została skorygowana.
320
GASNĄCE OGNIE

Domki czyste, chociaż ciasne i małe. Tuż za domami plantacja wina, rozlokowana na zboczach pagórka i wystawiona na działanie słońca. Dalej na wschód i na południe pola uprawne.
W osadzie spotykamy same kobiety. Mężczyźni są w polu. Tylko w warsztacie mechanicznym pracuje trzech ślusarzy przy naprawie traktora.
Kolonistka opowiada mi, że nikt tu nie posiada żadnej osobistej własności, wszystko należy do wszystkich. Zapasy żywności, lekarstwa, tkaniny na ubranie, obuwie i inne niezbędne przedmioty wydaje się ze składów komuny. Pieniądze, zarobione na handlu, wpływają do ogólnej kasy i nie mają obiegu wewnętrznego. Pieniądz używany jest tylko na zakup potrzebnych materjałów i zapasów, na inwestycje, z których korzysta cała osada.
Sporów żadnych i nieporozumień, jak dotychczas, w Gewah nie zdarzało się.
To mówiąc, kolonistka wprowadza nas do domu, gdzie w kilku pokojach stoją kołyski z małemi dziećmi.
— A to szczęśliwy, urodzajny dom! — wyrywa mi się okrzyk zdumienia.
Kolonistka śmieje się i objaśnia:
— Jest to dom wychowawczy. Żadna matka nie ma prawa trzymać przy sobie dziecka. Oddaje je tu, gdzie pozostaje ono pod dozorem wychowawczyni-specjalistki i pielęgniarki. Matka przychodzi tu tylko po to, aby nakarmić swoje dziecko. Cała opieka leży na barkach komuny...
— Hm... — pomyślałem sobie. — Zapaszek bolszewizmu? Odgłosy mówek „towarzysza“ Lenina, Kołłontajowej, Krupskiej, Lilinoj i Kalininowej?
Zacząłem robić swoje uwagi na temat pozbawiania dzieci czułości i opieki rodzicielskiej.
Kolonistka energicznie potrząsnęła głową i odparła:
— Czyż jest to tak bardzo potrzebne? Czy czułostkowość nie paczy charakterów dzieci? My chcemy wychować młodzież na dzielnych, oddanych naszej sprawie ludzi! Znowu zabrzmiały dalekie odgłosy bolszewickich ideologów, dążących do natychmiastowego przekształcenia społeczeństwa.