Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/41

Ta strona została skorygowana.
27
OD KONSTANCY DO JAFFY

Hałasując i tupiąc nogami, biegali po pokładzie Simon, Henri i Mignonne, przewodząc całemu tłumowi małych, drobnych pasażerów pierwszej, drugiej i trzeciej klasy.
Gruby, czerwony kapitan obchodził statek, zaglądając wszędzie i mrucząc prowansalskie przekleństwa, potrzebne mu widać do zdrowia i nikogo nie przerażające.
Pustynia lazurowa, złota lub srebrna otwierała ramiona na nasze spotkanie.
Zbliżył się do mnie niemłody już Żyd europeizowany.
— Zamierza pan przekonać się na własne oczy, jak nasi Żydzi bawią się w Palestynę? — spytał, mrużąc chytre oczy.
— Bawią się w Palestynę? — powtórzyłem zdumionym głosem.
Podniósł ramiona i tonem pogardliwym odpowiedział:
— Naturalnie! Czyż pan może na serjo myśleć, że my — Żydzi, wychowani w warunkach cywilizacji europejskiej, porzucimy wszystko i przeniesiemy się do nagich gór palestyńskich lub do osad w dolinie Saronu i Jezrael?
— Myślałem... — zacząłem.
— Mrzonki! To nie dla nas taka zabawa! — zawołał ze śmiechem.
— Cóż w takim razie myśli Sjonizm? — zapytałem.
— On nie myśli! — wybuchnął. — Uparcie dąży do stworzenia w Palestynie „żydowskiej ojczyzny“. Ojczyzna — to skomplikowane pojęcie! Musielibyśmy posiadać nietylko poddostatkiem ziemi dla 13 miljonów Izraelitów, lecz odpowiednią ilość miast współczesnych, fabryki, handel, koleje, linje okrętowe. Sjonizm powinien uczynić z Palestyny „świątynię żydowską“, miejsce dla pielgrzymów pobożnych i — to tylko jedynie!
Zamyśliłem się, bo przypomniałem sobie pewnego starego Żyda-szklarza w Witebsku.
Opowiadał mi on, że marzeniem jego jest dożyć do chwili, w której będzie wstawiał szyby w oknach odrestaurowanej świątyni Salomonowej w Jerozolimie.
Mój towarzysz podróży tymczasem mówił dalej:
— My potrzebujemy mieć swój Rzym, swoje Lourdes! Nie możemy pogodzić się z myślą, że naród izraelski, mający takie wpływy i znaczenie w politycznem życiu świata, zmuszony