Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/410

Ta strona została skorygowana.
340
GASNĄCE OGNIE

Dlaczego?...
Oparta na rydlu i zapatrzona w zbiegające ku równinie uskoki Karmelu, myślała nad tem w chwili, gdy z poza zarośli eukaliptusowych przyglądał się jej zdumiony i zaniepokojony mąż.
Dlatego... dlatego, że nie mogła powtórzyć za rozkochaną, dumną ze swego oblubieńca Sulamitką:
— Wynijdźcie i oglądajcie, córki Syońskie, króla Salomona w koronie, którą ozdobiła go matka jego w dzień zrękowin jego, w dzień wesela serca jego! Oto wprowadził mnie do piwnicy winnej i rozpalił we mnie miłość...
Westchnęła ciężko. Łzy cisnęły się jej do oczu.
Tego nigdy nie mogłaby powiedzieć dotychczas... Natanowi!... Zresztą jeden tylko człowiek był godny tych słów dumnych i gorących... Jeden tylko, lecz... Rachela nie chce myśleć o tem!
Powraca wspomnieniem do Natana...
Miłości z mężem nie zaznała...
A może to niepotrzebne? Jest żoną i matką, nie czując się kochanką...
Chciała uśmiechnąć się nad niedorzecznością swoją, lecz nie mogła.
Groźnie ściągnęły się jej brwi i błysnęły oczy złowrogo.
To, co obudziło się w niej nagle, zerwało teraz wszystkie tamy.
Wybuchnął bunt, niczem niepohamowany.
Jakieś głosy namiętne, pełne nienawiści wołały coraz zuchwalej:
— Czy masz tu pozostać na zawsze? Nie widzieć i nie korzystać z tego, co dały ludziom wiedza, bogactwo i cywilizacja? Przez cały dzień kłuć ręce i kaleczyć nogi o kamienie i kolce krzewów? Chylić się nad zoraną przez męża prastarą ziemią, zdobytą niegdyś przez naród twój? A w nocy... wszystkie noce, aż do ostatniej w twem życiu, spać bez marzeń i pożądań przy boku przesiąkniętego zapachem ziemi i potu Natana? Tyś nie Sulamith Salomonowa, która żądała w zachwycie namiętności:
— Niech mnie pocałuje pocałowaniem ust swoich, woniejących olejkami z myrrhą i nardem!