Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/411

Ta strona została skorygowana.
341
ZDRADA JAHEL

Usiadła, znużona wrzącą w niej walką sił nieznanych i burzliwych.
Dzieci podbiegły do niej i tuliły się, rozbawione.
Obojętnym ruchem głaskała je po kędzierzawych główkach.
Buntowniczy głos krzyczał prawie, rozsadzając pierś, wezbraną goryczą i nienawiścią:
— Dla kogo te ofiary? Czy dla tych, którzy przybędą tu, omamieni świętością celu, a potem w udręce tęsknić i rwać się będą do innego życia, którego tu nigdy nie zaznają? Szaleńcy! Nie miłe są Bogu ofiary, rodzące rozpacz i nienawiść!
Od tego dnia skończyło się szczęście i promienna radość Natana.
Czuł, że coś się załamało w duszy Racheli. Mówiły o tem wyraźnie jej ponura, przybladła twarz i oczy posępne, bez blasku.
Nazewnątrz wszystko pozostawało, jak dawniej. Była dobrą żoną i troskliwą matką. Tylko robiła wszystko jakoś inaczej, niby pod przymusem, z wysiłkiem i bez wesołości.
Natan i teraz pochylał się nad śpiącą żoną, lecz nie szeptał już przychodzących mu do głowy słów z pieśni Salomona; strwożony zaglądał w twarz Racheli, nadsłuchiwał i myślał boleśnie, pełen złych przeczuć i pytań dręczących.
Trapił się niepewnością i niejasnością niewymownie.
Jeszcze bardziej pochylił się ku ziemi, twarz mu wychudła, a na skroniach coraz więcej przybywało mu siwych nici.
Co jej się mogło przydarzyć? Bał się zadać to pytanie Racheli, bo obawiał się, że usłyszy coś, co odrazu rozbije i zburzy całe życie ich. Postanowił czekać, aż wszystko samo się wyjaśni. A może przeminie nieznane nieszczęście, które stanęło na progu jego domu? A może...
W takiej męce przetrwali oboje jeszcze kilka miesięcy.
Pewnego razu przed domem Natana zatrzymał się samochód.
Gospodarz był w polu, a Rachela krzątała się koło obory.
Ktoś zawołał na nią po imieniu i dodał jej nazwisko panieńskie.