Wyjrzała. Jakiś młody, elegancki mężczyzna, w lekkim, białym stroju, wysiadł z samochodu i patrzył na zbliżającą się kobietę.
Gdy podeszła bliżej, patrząc na nieznajomego pytająco, spostrzegła zachwyt i zdumienie w oczach gościa.
— Na Boga! — zawołał. — Ślepy nawet poznałby Rachelę Kohen, najpiękniejszą z najpiękniejszych!
— Jestem Rachela, żona Natana poprawiła go z naciskiem.
— No, tak! – odparł. — Rabbin Eleazer, mój stryj, mówił mi, że pani wyszła zamąż, lecz ja we wspomnieniach swoich noszę obraz Racheli Kohen...
Drgnęła i zasłoniła twarz rękami, jak zawstydzona, młoda dziewczyna niewinna.
— Burza przeminęła... Tam gdzie pozostawała po niej pustka i zniszczenie, już nowe wyrosły krzewy, trawa i kwiaty... — tak kiedyś powiedziała Natanowi i sama wierzyła w prawdę tych słów.
Teraz wszystko się nagle odmieniło... Pod tchnieniem nowej nawałnicy padło wszystko, co wyrosło na pustkowiu, zburzonem niegdyś przez burzę nagłą...
— O, Jahwe! — wyszeptała, błagając o ratunek i pomoc.
Przez palce ogorzałych dłoni patrzyła na stojącego przed nią mężczyznę.
Był wysoki; pod lekką tkaniną białego ubrania kryły się szerokie bary, i potężna, wypukła pierś. Śmiała, pewna siebie twarz nie była piękna, lecz uduchowiona, a chwilami drapieżna i zaborcza. Oczy zmrużone i jarzące się miały władny wyraz, mocny i pociągający.
Zresztą były to oczy zmienne, gdyż po chwili Rachela myślała już, że mają wiele łagodności w sobie.
Znała te oczy niegdyś, a gdy ich spojrzenie padało na nią, czuła w sobie naprzemian to płomienie, to nagłą, obezwładniającą ją słabość. Gdy sama nieznacznie przyglądała się bratankowi rabbina Eleazera, budziły się w niej nagle jakieś żądne, zuchwałe porywy lub też chciało się jej szlochać w gorzkiej beznadziei.
Aron Szur, rozkochany w Racheli i zamierzający prosić Kohenów o rękę ich córki, nienawidził tego pewnego siebie
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/412
Ta strona została skorygowana.
342
GASNĄCE OGNIE