Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/414

Ta strona została skorygowana.
344
GASNĄCE OGNIE

Nie wahając się i nie namyślając, była u niego i odeszła, gdy w mieście zacichały już ostatnie odgłosy... Na zegarze miejskim biła godzina późna, godzina nocna.
Szła powolnie, w ciszy i zadumie, a w sercu swojem unosiła rzewność i wdzięczność bezmierną.
Rozbrzmiewały w duszy jej to słodkie i namiętne, to smutne lub groźne pieśni jego, śpiewane dla niej — Racheli Kohen, tylko dla niej jednej!
A później błagał ją, aby obdarzyła go miłością, — bo — mówił, że miłość to kwiat, rozkwitający na chwilę jedną o północy; rozchyla on płatki swoje raz tylko w życiu, a potem — opada i otacza go mrok nocny i szara mgła przedświtu, który nigdy nie doczeka się zorzy porannej...
Cała istota jej wołała głosem zachwyconym:
— Obłóż mnie kwieciem, osyp mnie liśćmi jabłoni, boć mdleję od miłości!
Usta zaś szeptały słowa inne:
— Com ja dla ciebie, panie, którą zapomnisz jutro? Jam kwiat polny i lilja padolna...
Posłyszawszy te słowa, nagle oprzytomniał i spytał Racheli cicho:
— Nie znałaś miłości, najmilsza moja?
Potrząsnęła rozpuszczonemi warkoczami i odparła z prostotą:
— Nie, panie, aż do dnia, gdym ujrzała ciebie...
Odeszła od Ithamara cicha, pokorna i zachwycona.
Nie widziała więcej śpiewaka, ale w duszy jej długo brzmiał smutny głos jego, mówiący:
— Zraniłaś serce moje, oblubienico moja! Zraniłaś serce moje jednem spojrzeniem oczu twoich, jednym pasmem włosów twoich na szyi twojej!...
Wkrótce potem zerwała z Aronem Szurem, a w kilka dni później zawezwał do siebie rodziców jej rabbin Eleazer i odczytał list Natana z Palestyny.
Teraz znów Ithamar Sechem stał przed nią — żoną Natana i matką Izacha i Sary. Stał i patrzył oczyma, pełnemi błysków rzewnych i rozczulenia łagodnego.
— Na Boga! — przemówił znowu. — Na Boga! Gdybym wtedy wiedział, że taki los spotka ciebie, pani, nie wy-