Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/416

Ta strona została skorygowana.
346
GASNĄCE OGNIE

malarja, której obawiają się nawet pasterze arabscy, omijając to miejsce...
Z prostotą i wzruszeniem śpiewak odpowiedział jednem słowem tylko:
— Dziękuję!
Nazajutrz już Ithamar przeniósł się do małego domku rolnika, przywiózłszy ze sobą piękne kufry z żółtej skóry, upstrzonej barwnemi etykietami hoteli różnych miast.
Pracując w polu, Natan przez kilka dni z zachwytem przysłuchiwał się potężnemu głosowi gościa.
Stawał on nad Kiszonem i śpiewał bohaterską arję z opery „Juda Machabeusz“, albo, oparłszy się plecami o konary starej smokwy, nucił rzewne, pełne słodkiego zewu i tęsknoty romanse włoskie i rosyjskie.
Rachela nigdy nie zbliżała się do Ithamara, jakgdyby unikając go nawet.
Natan widział ją ciągle pracującą to dokoła domu, to w winnicy.
Zdawało mu się nawet, że piękny głos śpiewaka nie porywał jej.
Prawda, Natan spostrzegł niebawem, że Rachela ma ponurą, zamyśloną twarz, a w oczach jakgdyby lęk i cierpienie. Chód jej, zawsze wyniosły i pewny, stał się nieśmiałym i chwiejnym. Uśmiechała się rzadko i na pytania Ithamara odpowiadała krótkiemi zdaniami, głosem tak zimnym, że mógł się wydać niechętnym.
Natan chciał nawet zwrócić uwagę Racheli, gdyż obawiał się, że jego przyjaciel, rabbin Eleazer, dowiedziawszy się od swego siostrzeńca o niegościnności, doznanej w domu Natana, będzie obrażony, jednak, przyjrzawszy się baczniej żonie, zaniechał swego zamiaru.
— Niech będzie wszystko tak, jak ma być! — pomyślał.
Pewnego razu, a było to już w trzy tygodnie po przybyciu Ithamara, który, mimo, że zbliżał się koniec urlopu, nic o odjeździe swoim nie wspominał, Natan musiał pojechać do Haify w sprawach gospodarczych.
Powracał już nad wieczorem samochodem w towarzystwie znajomego Araba z pobliskiego miasteczka. Nie chcąc nadużywać uprzejmości sąsiada, wysiadł i poszedł drogą do