Podróżnicy, turyści, pobożni pielgrzymi, dążący na Święty Wschód, miejcie się na baczności, przybywając do Jaffy!
Musicie wiedzieć, że duże szalupy, poruszane dwiema parami wioseł i kierowane przez rozkosznego, dumnego draba, siedzącego przy sterze, podpływają do burty statku, zabierają pasażerów i wiozą ku portowi, aby oddać ich w ręce celników.
Pomiędzy brzegiem a otwartem morzem ciągnie się czarna ściana poszarpanych przez bałwany skał. Jedyne wąskie przejście prowadzi do wewnętrznego portu.
Łodzie podpływają do raf i czekają na falę, która podrzuca je na swój syczący od piany grzbiet i wynosi na cichą wodę.
Sporo emocji zażyć można podczas wylądowania w Jaffie!
Lecz przed czemś innem jeszcze należy przestrzec podróżników.
Radzę stanowczo unikać wynajęcia osobnej szalupy.
Proszę spojrzeć na drabów, trzymających wręku radło steru!
Któż od pierwszego rzutu oka nie zrozumie, że są to piraci właściwie ex-piraci, a najczęściej nawet już synowie piratów. Chociaż, jak mi opowiadano, nie brak tu jeszcze i czynnych piratów, trudniących się handlem żywym towarem oraz pospolitem przemytnictwem.
Pokazywano mi dwóch takich wspaniałych „szakalów morskich“. Znam nawet imiona ich.
Piękne okazy! Proszą się same pod pędzel Adama Styki!
Spodnie białe, jedwabne, a tak szerokie, że możnaby z nich uszyć materace na dwa łóżka; kurta krótka, haftowana w srebrne esy — floresy; szeroki pas kaszmirowy z zatkniętą za nim długą fajką; na głowie — fez czerwony, na gołych nogach – trepki z żółtego safjanu. A te ich oczy baczne,