świdrujące, ciągle głodne? A te nosy orle, drapieżne? A te wąsy... starannie skopjowane z ilustracyj, na których średniowieczni piraci, ci dumni władcy morza Śródziemnego, zuchwale „abordażują“ fregaty hiszpańskie i włoskie!
Taki malowniczy sternik, zamaniwszy naiwnego pasażera, który wynajął dla siebie osobną szalupę, odpływa na kilometr od okrętu i grzecznie rozpoczyna rozmówkę w języku francuskim lub... rosyjskim.
Zresztą może też przemówić po turecku lub grecku. Tylko po angielsku, mimo, że jesteśmy już w mandatowej kolonji Wielkiej Brytanji, wspaniały sternik nie umie nic innego wyrazić, oprócz: „sir“ i „pound“. To ostatnie słowo jest bardzo ciężkie, boć kosztuje całe 43 złote!
Rozmowa toczy się zawsze stereotypowo:
— Sir zdąża do Jerozolimy?
— Tak!
— Sir jest bogaty, skoro przybywa tu zdaleka?
Ostrożność instynktowna zmusza przybysza do milczenia.
— No tak, sir jest bogaty... — wzdycha radośnie drab w szerokich spodniach i czerwonym fezie — Ileż to, sir, ma zamiar zapłacić mi za szalupę?
— Przecież mówiliście, że odwieziecie mnie za jednego funta?
— One pound? Ja? Ja mówiłem?! Nie! Bogaty sir zapłaci mi five pounds!
— Pięć funtów! — oburza się pasażer — Nigdy! Jeden funt, jak było umówione! Je—den funt!...
— Trés bien... karaszo... — z uśmiechem zgadza się właściciel szerokich spodni.
To mówiąc, siada i zaczyna spokojnie nabijać fajkę.
Wioślarze, nędzni, opaleni na węgiel niewolnicy draba szczerzą zęby obleśnie i kręcą w brudnych palcach grube papierosy.
— Proszę płynąć! — woła pasażer.
— Mamy czas! mruczy drab w fezie — Postoimy do wieczora jeżeli... wyciąga dłoń i zakrzywionym palcem dziobie ją, dodając:
— Tu kłaść five pounds...
Zwykle heca ta kończy się na wypłaceniu pięciu funtów i rzadko kiedy uda się pasażerowi coś-niecoś wytargować.