a to z tego powodu, że na budowę jej użyte były ofiary z całego imperjum Habsburgów. Ponieważ datki szły też i z Czech, rząd rzeczypospolitej czechosłowackiej wyrobił dla swoich pielgrzymów prawo korzystania z gospody Św. Rodziny. Czyżby Polacy z zaboru austrjackiego nie brali udziału w zbieraniu składek na „Gospodę“?
Z prawdziwą przyjemnością i wdzięcznością wspominam swój pobyt pod opiekuńczemi skrzydłami monsignora Fellingera. Lepszego miejsca dla siebie znaleźć nie mogłem! Cieszyłem się tam również szczególnemi względami personelu, nie wyłączając oddźwiernego.
Był to niemłody już Arab, ciągle się niańczący z małą dziewczynką, może 4-letnią.
Jakież było moje zdumienie, gdy się dowiedziałem, że wspaniały kawas naszego konsulatu jest synem tego oddźwiernego! Mała dziewczynka zaś była... córką tegoż cerbera „Gospody“.
Różnica wieku pomiędzy bratem a małą siostrzyczką jego wynosić musiała conajmniej lat 25!
Widocznie słońce, upały i atmosfera Wschodu mają swoje dobre strony!
Spożyłem doskonały obiad w refektarzu gospody i wypiłem butelkę bardzo smacznego wina palestyńskiego.
Przewiewna i zimna sala posiada łukowate, potężne sklepienia, ozdobione herbami różnych dzielnic dawnej monarchji Habsburgów.
Gości w tym sezonie było mało. Oprócz trzech stałych: Anglika, zamiłowanego w archeologji, siwej lady-malarki i wysokiego urzędnika-Araba, przybyła tu niewielka grupa Amerykanów i Amerykanek. Byli to moi towarzysze z „Azji“.
Czują się oni tu trochę nieswojo.
Surowa, ascetyczna twarz i zimne oczy monsignora nie usposabiają Amerykanów do rozmów. Zamieniają pomiędzy sobą zaledwie krótkie zdania głosami przyciszonemi.
Co do mnie, podobał mi się bardzo biskup Fellinger, uczułem do niego żywą sympatję! Lubię takich twardych, niezłomnych ludzi obowiązku i powołania.