Od pretorji Piłata do Grobu Zbawiciela droga — nie długa, chociaż nie łatwa nawet teraz, bo w tym nieznośnym skwarze, którym bucha blade niebo i rozpalony kamień murów i jezdni, pnie się ona w górę, aż na szczyt Golgoty.
Niedługa to droga...
Gdy temiż ulicami kroczył Chrystus, padając pod ciężarem krzyża, pod obelgami i ciosami rozwścieczonego tłumu i rozbestwionych żołdaków rzymskich obsypywany, stawała się ona wiecznością niemal...
Z pewnością, zresztą, droga na szczyt wzgórza stracenia była istotnie dłuższą i, niezawodnie, bardziej stromą.
Przecież na miejscu starej Jerozolimy kilka razy wznoszono nowe miasta tejże nazwy. Nic więc dziwnego, że gruzami zasypano wąwozy, zrównano i podniesiono cały teren tak wysoko, że obecna Golgota przedstawia się, jako nieznaczne wzniesienie gruntu.
Prawdziwa droga krzyżowa, na szczęście, leży gdzieś głębiej, ukryta pod warstwą rumowisk dawnych domów Jerozolimy...
Na szczęście...
Tak, bo gdyby nie to, należałoby złorzeczyć całemu światu, a może nawet przeklinać ludzkość chrześcijańską, szlochać szlochem ciężkim i miotać się w rozpaczy.
Tuż naprzeciwko gmachu, gdzie mieszkam, dwie kobiety — Arabka i Żydówka — biją się, wyrywają sobie włosy, drapią twarze i rzucają sobie wzajemnie straszne przekleństwa aż do siódmego pokolenia. W tych zapasach obrywają najwięcej dzieci, czepiające się spódnic matek i zawodzące żałośnie. Mężczyźni przyglądają się tej scenie spokojnie i poważnie. Dopiero policjant ostudza wojownicze zapędy i roz-