Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

tak, jak to niegdyś robił Hrymaluk z Riczki i sławny „tokaryk“ — Jur Szkryblak z Jaworowa, ten największy artysta na Wierchowinie. Obraznyk świekra pozawieszała staremi obrazami a na półce przechowuje trijcie-świeczniki i krzyże, otrzymane przez dziada ojca w darze od Andreja Diaczuka-Derejuka, bo byli pobratymcami i na roboty razem chadzali. Wie o tem wszystkiem mołodycia, bo starostowie o bogactwie świekra półroku bezmała przekonywali ją samą i rodziców, do uszu im wciąż kładąc, aby wiano córce dali „fajne“ i „dukarów“ godne. O wiano, — to nie jej sprawa — ojcowie-swaty się umawiali, a starosta im ręce chlebem przedzielał, umowę tem przypieczętowując! Nie o wianie myśli w tej chwili „kniahinia“ i uśmiecha się nawet pokryjomu. Marzy o tem, jak zadziwi męża, a jeszcze bardziej świekrę, gdy pokaże, co i jak umie warzyć, a umie wszystko, co znane jest w ich stronach; „rosiwnycię“ z kapusty na mleku makowem z kukurydzianką umie przyrządzać jak żadna inna „czeljedź“; też kapuściane „hołubci“ z kaszą, czosnkiem i słoniną, „banusz“-mamałygę na śmietanie z okrasą, smażeninę wszelaką, „studenec“, kiełbasy, nie wspominając już o kułeszy codziennej, pierogach przeróżnych, knyszach, kaszach, dzióbawkach i jajecznicach... A jakie z jej pieca wychodzą chrupiące chleby! Potrafi też wypiekać smakowite „łehkodusznyki“ i „kukuce“... A czyż nawet wymagająca matka-nienia — nie powierzała jej piec świątecznej „paski“ i kołaczy