Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

pszennych? Wszystko umie mołodycia — prząść, tkać, szyć, haftować, przy grzędach chodzić, domowej „marżyny“ krów i owiec doglądać i wieprzki tak wykarmiać, że ledwie ruszać się i dychać mogą. Tak myśląc i uginając się pod ciężarem zabobonów, zwątpień i nadziei, strojów i ozdób, dojeżdża mołodycia do chaty ojcowskiej na przedostatni akt tradycyjnego weseliska huculskiego, bo ostatni odbędzie się już w „grażdzie“ mężowskiej, za drewnianą ścianą ogrodzenia, gdzie tkwią kule, niegdyś w niej ugrzęzłe. Teraz, gdy zubożały gazdowskie familje i nie mogą już wysilać się na okazałe wystąpienia, cała ceremonja weselna zabiera jedną tylko dobę, a wszakże — niedawne to jeszcze czasy — kiedy w ucztach i niekończących się obrzędach weselnych upływał cały tydzień nieraz.
Biały ślad
Czasy te minęły bezpowrotnie i wraz z nimi zanikać poczęły prawdziwe, dawne obyczaje tak dalece, że drużki, śpiewając stare, jeszcze pogańskie zapewne pieśni, przytupują w takt melodji wysokiemi obcasami pantofelków lakowych. Ale jak tu pogodzić tę wdzierającą się „kulturę“ z tem,