Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

nogi Anałyj Serb i Hryć Martyszczuk z madjarskiej strony. Stali i oczu oderwać nie mogli od postaci Ołeksy, — bo piękny był tej nocy niezwykle i „pyszny“, niby z godów wrócił. Czerwone miał na sobie ze złotemi naszyciami „kraszanycie“, buty też czerwone z safianu ormiańskiego, biały keptar złotem suto szyty i zielonym jedwabiem, zwierzchu — kraśny sierak z lamowaniem złotem, a na to wszystko — biała manta ze złotemi sznurami i wysoka czapa z piórami pawiemi, gęsto nabijana blachami ze szczerego złota. Taszka jak i prochownica połyskiwały złotem, złote klamry i guzy świeciły się na pasie szerokim do półpiersi. Na kolanie oparł „kirs“ turecki o lufie złotem „pysanej“ i kolbie, wykładanej kością i srebrem, w ręku trzymał toporek z pięknie pisaną bartką o toporzysku zdobnem w złotą, kamieniami nabijaną blachę. Oczy rwał, bo był taki „fajny“ i „pyszny“, że sam „cisar“ nie mógł być wspanialszy! Jakżeż się dziwili wierni towarzysze, gdy Ołeksa takiemi do nich przemówił słowy:
— Hej, ware, łeginy! Znacie mnie i wiecie, że niczego się nie boję i nikogo, ale dziś powiem wam coś... Niech ino liść w puszczy zaszeleści lub zaszemrze suche igliwie, a drgnie moje serce i pyta: „czy to nie zdrada czyha w borze, czy nie nagonka jakaś sunie z nizin“? Gorzkie to życie, kamraty! Radzę temu, kto chce i może, aby odszedł i jął się gazdowania, bo wtedy tylko pewien będzie swego życia... A teraz posłuchajcie opowieści o Ołeksie Doubuszczuku!
Do świtu mówił o tem watażka, jak to obmierził sobie suchy chleb w cudzym domu w Peczeniżynie, gdzie mieszkał z rodziną