Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakaś siła potworna rozsadziła pierś gór, zadając olbrzymią, na wieki otwartą ranę — kotlinę głęboką, obramowaną spadzistemi spychami Kedrowatego, gdzie po wypaleniu zatrważająco powolnie odradza się kosodrzew i różanecznik; dalej płaje biegną zboczem Rebrów, jakgdyby przepasanych wstęgami jasnych warstwic skalnych, postrzępionemi iglicami Szpyci, razem tworzącemi owe „teatry kamienne“, gdzie rojno bywa na ruskiego św. Jana, bo... czary tu się zagnieździły od niepamiętnych czasów. W szczelinach i załomach Szpyci rosną cudowne zioła lecznicze, magiczne kwiaty i czarodziejskie korzenie, a siły im nadaje błąkający się w tem miejscu ponurem i groźnem — „on“ — czarny duch gór, który rozłupuje i szarpie skały, obala najsędziwsze świerki i jodły, a nawet limby, rosnące na Kedrowatym, — te najmocarniejsze drzewa górskie. Tam też bije Krynica Doboszowa, tkwi w ziemi spróchniały już pień jawora, pod którym urodził się sławny opryszek i pozostało jego „skalne krzesło“, gdy to po zabiciu djabła dumał tam nad czemś, do czegoś tęsknił i rwał się namiętnie. W okolicach Bystrzca przetrwały jeszcze stare lasy, może nigdy nietknięte ostrzem siekiery lub zębami piły, — zapewne nigdy, bo jakież to wielkoludy i mocarze mogliby spuścić te kloce potężne aż na wart Czeremoszu? Dalej biegnie droga kamienista, tuż nad zwarliwą wstęgą rzeki. Nowe wpadają tam potoki, aż za Stepańskim szczytem z hukiem wyleje się Dzembronia. W środku pomiędzy Kosaryszczem, Stepańcem, Smotrcem i Skorusznym, gdzie Huculi zaczarowani bezkresną, i wymowną dla nich dalą, nieruchomi i skupieni — patrzą ze szczytów na łańcuch Czarnohory, widzialny stąd od stożkowatej Howerli — do Popa Iwana, a nawet jeszcze dalej — do Czywczyna, Pietrosa, Alp Marmaroskich i Rodniańskich — to mglisto-niebieskich, to fioletowych w ostatniem dnia konaniu, — tam właśnie po ułohach rozproszyły się chaty wsi Dzembroni. Na trawiastych zboczach gór pasą się najczystszej krwi konie huculskie — te najmocniejsze — ciemno-kare o oku ognistem i kopytach, skry krzeszących z kamieni. Jakaś trwoga zakrada się do serca, gdy spojrzenie pada na niezliczone, upadające już krzyże, i na kopce mogilne, trawą wysoką porosłe. To groby, posiane okrutną ręką wojny, bo tu przecież w r. 1916 załamała się szaleńcza ofenzywa rosyjska, niszcząca dobytek i osiedla Hucułów, a grożąca stoczeniem się ku równinom węgierskim, jak lawina — bez dróg i bez myśli. Czeremosza nie wstrzymują wspomnienia, więc biegnie dalej wśród zalesionych uskoków Skorusznego i Krętej. Pod ich wysokiemi zboczami, na łąkach wśród lasów widnieją mniejsze