Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

wanie miejsca na ławie przed siadaniem, aby nie zgnieść jakiej duszy, niewidzialnie biorącej udział w wieczerzy, która istotnie jest „tajemną“, przepojoną setkami guseł, znaków i przepowiedni, drażniących i podniecających bujną wyobraźnię ludzi Wierchowiny. Na drugi dzień świąt śpieszą Huculi do cerkwi „na zbory“, członkowie bractw cerkiewnych obchodzą po kolędzie najdalsze nawet zagrody parafji, podzieliwszy się na „tabory“ z tancerzami, wymachującymi toporkami, i z jakimś błaznem na koniu; zaglądają do każdej chaty, śpiewając po drodze: „Hoj, wijszło bractwo rano z cerkowci, hoj, daj Boże“! Nowy rok, Jordan, wielki post i wielki tydzień, czterdziestu męczenników — patronów rybaków, Zielone Świątki, św. Jana i Mikołaja, dni św. Jura, Borysa i Hliba — obrońców przed głodem, Kosmy i Damjana — patronów sadowników i drwali — dni, obchodzone przez kościół chrześcijański, są tu głęboko przesiąknięte słowiańskiem i niesłowiańskiem pogaństwem. Dziwne też święto utrzymało się na Huculszczyźnie, zdaje