Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

czywo dla ludzi, lecz, co jest ważniejsze, — i dla bydła. W jednej połowie besahów ułożyła gazdynia ogromne, rumiane, w kwiaty i wszelkie esy-floresy wypieczone „paski“ z białej mąki, a w drugiej — duży, pięknie pisany „paskewnyk“, napełniony kawałkami ciasta obrzędowego, kiełbasy, słoniny, mięsa, sera, jaj, masła; są tam też barwne „pisanki“ i butelka z wodą, w której gotowały się jajka, bo najskuteczniejszy to lek na choroby oczu. Tamże umieściła Hucułka korzeń chrzanu z liśćmi, czosnek i szczyptę soli. Tak obładowani jadą lub idą do cerkwi. Piękny to widok! Na ciemnem tle boru majaczą białe keptary i gugle kobiet, niby białe skrzydła motyla; przez jasno-zielone młode zarośla i na łąkach migocą czerwone sieraki gazdów i ich czarne kresanie, łyskające blachą lub szeroką opaską z „bajorków“; świecą się toporki i nabijane mosiądzem taszki, pasy, tabiwki, łańcuszki i pochwy noży. Przed ogrodzeniem cerkiewnem umyje się, oczyści i poprzebiera lud chrześcijański pobożny, miłujący Boga, który gazduje sobie gdzieś tak straszliwie daleko i wysoko, że djabeł i jego czeladź rządzą się na ziemi, jak we własnej chacie, ludziom życie zatruwając i obrzydzając; w skupieniu głębokiem wejdzie Hucuł do kościoła, aby bić pokłony ziemne, żegnać się niezliczoną ilość razy i cieszyć się radosną wieścią, od wieków powtarzaną, iż Chrystus zmartwychwstał — aleluja! Po mszy świątecznej wyjdą wszyscy tłumnie na dziedziniec, rozłożą swoje święcone, ustawią rzędami ozdobne pa-