Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzegający u stóp swoich gór zlekka pogardzane życie, płynące w nizinach; barwni, potężni i zuchwali kiermanycze, wartem rzek prowadzący tratwy-„daraby“; odwieczny kłusownik, szukający w pościgu za zwierzem ujścia dla burzącej się w nim krwi dziadów — opryszków-zbójników; gazda, spokojnie gospodarzący w swej „grażdzie“, niby w kasztelu średniowiecznym, i wreszcie natchniony artysta, co jakieś echa dalekie, wspominki bujne lub rzewne wczarowuje w swe przeróżne, barwne „pisania“.
I ten to lud bajecznie barwny, o kipiących w głębi jego duszy i serca namiętnościach i porywach, gniazda swe pobudował w najdalszym kącie Rzeczypospolitej, gdzie wysokim murem stanęły jedyne na całej jej przestrzeni prawdziwe, niedostępne granice naturalne — wierchowiny Karpackie, wykochane w gadkach i pieśniach huculskich, po tysiąc razy rozsławione od zielonej Hnytesy aż po szare kopuły Howerli i Sywuli, po zgiełkliwe Kołomyi i Kut targowiska.