Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

ze spychu, podbije go, połamie nogi lub pierś przygniecie ciężkim pionem; urwie się nagle żelazny „rak“, rzemykiem do postołów uwiązany, a człowiek ze zlodowaciałego ześlizgnie się głazu i, zerwawszy się z krawędzi wąwozu, zginie w głębi przepastnej. Inne i bodaj większe jeszcze grożą niebezpieczeństwa przy staczaniu drzewa z lesistych spychów ku kolejkom leśnym lub na „zarinki“ po brzegach rzek, gdzie spuszczoną świerczynę układają w „mygły“, które inni już ludzie posortują na wiosnę, powiążą kloce w talby i daraby, a kiermanycze spławią je Czeremoszem daleko, daleko.

Schronisko P.T.T. na Zaroślaku
Zboczami gór przeciągnęły się żłoby ryzy z okrąglaków świerkowych, — śliskich, lodem okrytych, bo je kropiwnyk ustawicznie wodą zlewa. Przy tej drodze dylowatej stoją na czatach sztychary — bacznie śledząc, aby nic się na niej nie popsuło i ze swego miejsca nie powypadało. Gdzieś wysoko i daleko w lesie łeginie zręcznie „capinami“ podciągają do ryzy okorowane bierwiona, a na dole, gdzie zbudowano, „wełykyj ragasz“ z odskocznią dla nich, gdy drwale gdzieś wysoko nad tem miejscem zepchną je na ryzy. Wszystko przygotowane... Zwysoka dobiega okrzyk; „klej-hów!“ Robotnicy przy ragaszu szybko odbiegają i kryją się za drzewami. Odchodzą też sztychary od ryz, a pierwszy z nich, stojący w dole, podaje sygnał: „Kina-a-a-tów!“ Przerzucają go drwale jeden do drugiego, aż dojdzie ta komenda hen — wysoko do początku ryzy. Wtedy z hukiem i łomotem, świszcząc i zgrzytając na obmarzłych dylach, mknie spuszczona belka, wpada na ragasz, odbija się od ułożonych na nim okrąglaków i zatrzymuje się wreszcie. Bywa jednak, że rozpędzony kloc, na zakręcie uderzywszy w burtę ryzy, wyskoczy z niej i, lecąc z wy-