Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

tów strunnych, i gdzie występują większe zbiorowiska jodły, a nawet tragicznie zanikającej limby, wznoszą się najwyższe szczyty gorgańskie — Popadja, Ihrowyszcze, Gorgan, Sywula, Doboszanka, Kamienisty Syniak i piramida Chomiaka, co niby baszty narożne, bronią dostępu do wnętrza dzikich gór.
Od podnóża gór aż do wysokości 1500 m pną się tu lasy po zboczach, niby usiłując ukryć przed wzrokiem ludzkim częstokroć nagie szczyty, przywalone potwornemi rumowiskami głazów piaskowcowych, gdzie żadna utrzymać się nie może roślina, chyba jakiś porost szary i suchy. Nawet potężnie rozrastająca się ponad linję lasów kosodrzewina niema sił zdobyć tych złomisk jałowych. Ponure, budzące niepojętą trwogę roztaczają się tu widoki... Czy walczyły tu na życie i śmierć potężne olbrzymy, ciskając te głazy, rozrzucone w nieładzie, i żelaznemi stopami tratując wierchy kamieniste? Czy może to „aridnyk“ — ów djabeł góralski — w gniewie bezmiernym poszarpał skały szare i rozmiotał je z przekleństwem zabójczem?
Wodospad Prutu w Jaremczu
A może w czarną noc jesienną skrzyknął „dzidko“, stęskniony zabawy, młode wiedźmy i stare, niawki, topielice i wszelkie duchy złe i zjawy straszne, aby pohulały pod poświst wichury, pod jej zawodzenie i chichot złowrogi? A może było inaczej? Może to niebo cisnęło pioruny i potrzaskało te skalne masywy? Może mrozy ostre ścięły wodę w szczelinach ukrytą, i rozsadziły te bryły na łom, na piarg? Może to wichry halne zmiatają rzucane przez puszczę zarodki, zwiewają próchnicę i gaszą najsłabszą nawet iskrę życia?
Na Sywuli osypy skalne pozdzierały niegdyś ze zboczy góry duże połacie borów i wcięły się w nie głęboko martwemi zwaliskami, co jak kurhany mogilne kryją pod sobą piony, zdruzgotane i przetarte