Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

Zełenej, Jawornika i Hryniawy. Gniew i zemstę bowiem w piersi nosi czarna „mara“, bo ją ludzie z jej leża w niezmąconej ciszy połonin wyparli dźwiękami trembit, fujarek i rogów, hukaniem juhasów, echem usłużnem i chyżem, szczekaniem psów, myczeniem bydła, strzałami, gorącą, pokorną modlitwą, potęgą czarów i tajemnicą opowieści przy watrze wesoło płonącej. Dziwnie drażnią ją te opowieści cudowne, gdyż czuje zła „mara“, że ci ludzie wierchowin nie wierzą, by to wszystko miało się śmiercią zakończyć. W duszy swej i krwi słyszą juhasi żywe głosy tych, co jakgdyby sczeźli bez śladu, a przecież z nimi w noc wigilijną przy jednym zasiadają stole i uczą, jak było i co ma trwać przez wieki... Staje więc pod okapem zrozpaczona „mara“ i nadsłuchuje. Dobiega od boru posuwiste stąpanie wołów, wesoły jazgot fujarki, poszczekiwanie psów i śmiałe hukanie „hajda-he-e-e-ej!“


T. Axentowicz:......Kołomyjka

Wesoło tam na płaju!... Watah zarobek oblicza w milczeniu i cieszy się cicho, bo stateczny to i leciwy już gazda. Zato juhasi, czarni jak czarty, błyskają oczyma i białemi zębami, żartują, podśpiewując i śmiejąc się głośno. Hej tam, nie mają o co się troskać! Zapłacili im gazdowie, zapłaci gospodarz połoniny. Będzie pieniądz, będzie kukurydza, bryndza i żentycia! Będzie za co pójść do karczmy na horyłkę i hulankę z łeginiami, na zabawę do sąsiadów... Ech! kraśna tam Parasoczka a i Marijeczka... — od dziewuchy oczu nie oderwałby juhas. Zamówi muzykę — zagrają mu skrzypce z basetlą, cymbały z fujarką, a może nawet dudziarz wpobliżu się znajdzie! Pokaże chłopak, co umie! Zaśpiewa, aż ściany drgną świerkowe: „Sida-rida, sida-rida, sida-ridajdana! A konyky woreneńki, ta konyky ryżi“! — a potem pochwyci Parasoczkę i wytnie z nią kołomyjkę z takiemi wykrutasami i przytupami, że aż zakurzy się w chacie! Zręczniej od niego nikt tam nie zatańczy dziarskiego hopaka w prysiudy i w tropoty, nikt nie potrafi godniej przejść się „hajdukiem“ i „arkanem“, a w tańcu „na pered“ będzie ślizgać się w tłumie niczem koza śród złomów. Huka juhas na owce, co z płaju w górę poszły: — „hyś, drobjeta!“ a, gdy nawrócą, marzy znowu o tem, jak spotka Marijeczkę przy studni i podaruje jej baranki i kołaczyki, co w chwilach wolnych narobił z sera, i tak do niej przemówi:
Na połonince czerwone kwiatki, niby gorejące serce moje... Pod połoniną szemrzący bór ni to serca mego westchnienia i tęskny mój żal... Niebo błękitne i niezabudki błękitne, jak serca mego myśl... Zgadnij-że, zgadnij, krasawico, zdomyśl się, Marysieńko luba, dla kogo żywa watra w sercu płonie juhasa? Do kogo tęskniło w ciszy tajemnej? O kim myślało błękitnie, jak te dzwoneczki łąkowe, jak tego nieba szafir? Powiedz-że, luba, powiedz, czy nie o tobie to szeptała mi każda trawa połoninna, warkotliwe dzwoniło ciurkało i świerki gwarzyły pod spychem?...