Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

lud tu dostatni, doniedawna pracy mający wbród, gdyż to i poręby pod ręką, i szyby naftowe wymagają rąk ludzkich, i Nadwórna żąda ludzi do różnych przedsiębiorstw. Przy parkanie cerkiewnym na ławce rozwalił się kolorowy jak kraska „łegiń“ urodziwy, a roześmiany, płomiennooki, czarnowłosy, skory do żartów, bo jego figle — „mudriszki“ śmieszą dziewuchy i mołodycie, co lgną do niego niczem pszczoły do miodu. Przed domem Bożym gwarzą poważnie wąsaci, stateczni gazdowie, a rzesze kobiece na uboczu rajcują, trajkoczą i plotkują, zerkając spod oka ku ojcom i mężom, bo wiadomo — nie wypada w świętem miejscu o „lubystkach“, leśnych dziewicach i różnych tam strachach trajlować i dotego, gdy chłopy czoła chmurzą i, pykając fajki, spluwają gęstą ciecz „lutej“ tabaki, na okowicie nastojonej i w mrowiskach przerobionej na proch, na ogień, na „durman“ wściekły! Toteż milkną, obciągają na sobie pyszne „keptary“ i „zapaski“, złotym szychem przetykane, i patrzą roziskrzonym jeszcze wzrokiem na pienne skoki Bystrzycy.