tyczyły wzmożenia ochrony zwierzyny, przetrzebienia wilków — tych najstraszliwszych szkodników, podkarmiania jeleni i kozłów w zimie, jak też zakładania dla nich solanek-lizawisk, co ma niezawodny wpływ na rozwój kości, wybujałość poroży i ogólną zdrowotność. Łowy w nadleśnictwie worochteńskiem należą do najprzyjemniejszych. Składa się na to kilka przyczyn. Niezwykle malownicze okolice, stosunkowo nietrudne podejścia, obfitość ścieżek, kolejka leśna i doskonale wyszkolona straż. Nadleśnictwo zna tu każde drzewo, każdą „myśliwaczkę“, każdego niemal głuszca, godnego strzału, i każde zwierzę.
Okoliczni Huculi czerpią z Worochty nieraz znaczne dla siebie korzyści. Bogaci gazdowie sprzedają tu bryndzę, masło i bydło; „płajowi“ zaś, mieszkający wpobliżu dróg górskich, zarabiają na wędrujących turystach, biedniejsi wynajmują się na przewodników, na cieśli przy budowie nowych will, na roboty drogowe i wreszcie na drwali do lasu, gdzie nie zdziera już z nich ostatniej skóry zbyt gorliwy „kieron“, pragnący przypodobać się właścicielowi boru lub może chciwemu żydowi — wszechmożnemu dzierżawcy porębu.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.