Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

spokój i cisza panowały w górach, ani o Żabiu, ani wogóle o Huculszczyźnie nie myślały, uważając kraj ten i jego lud za coś z nieprawdziwego zdarzenia, za jakiś cudaczny zabytek przeszłości zamierzchłej, która w urzędnikach cesarsko-królewskich żadnych wspomnień i wzruszeń nie budziła, chyba uśmiech pobłażliwy. Przypominali sobie o Huculszczyźnie austrjaccy politycy dopiero wtedy, gdy nadchodził z Wiednia rozkaz poruszenia górali i skierowania nagromadzonych w nich sił przeciwko Polakom, aby nie czuli się zbytnio „u siebie“ w Galicji Wschodniej.
Tak, można tu zajrzeć w treść życia Hucułów, a komu się spieszy, ten ma znakomitą okazję uczynić to bardzo szybko. Dość pójść do teatru... w Żabiu — w stolicy bowiem istnieje teatr huculski. Wszyscy wykonawcy — to gazdowie, gazdynie, łeginie z dobrych rodzin i gazdowskie córki — jednakie tu nazwiska aktorów i postaci scenicznych: Janiuk i Korżuk, Łaskoryjczuk i Samokiszczuk, Mańczuk i Chrapczuk, a na scenie pojawia się cały ten dziwny świat huculski: górale, zbójnicy, ich „lubaski“, djabły, wiedźmy i „niawki“.
Roku nie starczy na odbycie wszystkich możliwych z Żabia wycieczek i na przeżycie wszystkich wrażeń! Któż nie zwiedzi pełnej tajemnic Synyci, gdzie na szczycie, wśród olbrzymich odłamów skalnych widnieją mroczne przejścia do komor Dobosza? Straszne to komory i o ponurych przypominają wypadkach. Koło Żabia, po jakimś zuchwałym napadzie ukrywał się pewnego razu Ołeksa Dobosz, a wtedy to zamożny i odważny gazda, Mykoła Diduszko, przyobiecał pełną czapkę „czerwonych“ za głowę opryszka a i sam przygotował pistolety dla zgładzenia wroga bogaczy. Dobosz przyjął wyzwanie i, nie zwlekając długo, napadł na grażdę Diduszki, a, schwytawszy go przy watrze, gdzie gazda strzygł owce, zamordował wroga. Odciętą głowę jego, okutą żelazną obręczą, aby się nie rozpadła, Dobosz powiesił w pierwszej komorze na Synyci i umieścił w niej duży djament, który oświetlał tę mroczną kryjówkę. W innych złożył Ołeksa swe skarby, a na straży ich postawił „żertwę“ — smoka ognistego. W dalszych komorach w korytach limbowych, zalanych oliwą, ukrył ataman drogą broń zdobyczną, w kadziach zaś — srebrne talary i dukaty złote — w beczkach dębowych. Dziwna rzecz! Chociaż stało się to prawie 200 lat temu, Huculi twierdzą, że jeden z towarzyszy Ołeksy — zgrzybiały starzec, niewidomy już i, ni to dąb zbutwiały, mchem porosły, — niczem legendarny zbój Madej, żył jeszcze niedawno i, kto wie — być może — żyje i teraz, kryjąc się w miejscach ustronnych, prawdo-