ny, dzikie jabłka, orzechy i listki „syhlanki“, uzbiera pełen kosz grzybów — „szczyrich, kozaków, łyszek, sośniaków, pidpińków i baranich rohiw“, nawet gąbki-bukowej „hływy“ nie ominie, bo i ona dobra jest do jedzenia z ziemniakami.
Za to gazdowie poza rolą i niezbędnym rzemiosłem domowym w ostateczności jedynie szukają sobie dodatkowej, ubocznej pracy. Nawet porzucają już dawny proceder kłusowniczy, gdy to strzelali do jeleni i sarn, sidła — „syłky“ zastawiali na lisy, tchórze i ptactwo. Lasy skurczyły się i zrzedły, więc zwierzyna przekoczowała do innych miejscowości — w Bieszczady, Gorgany i na Czarnohorę, a nawet wyniosła się na tamtą — „węgierską“ stronę Beskidu. Rzeki tu są małe i płytkie, więc i rybołówstwo nie może pociągać Łemków. Tak chyba raczej dla rozrywki, gołymi rękami schwyta gazda pstrążka pod kamieniami i tylko na Sanie łapie ryby sitami, „bihuncami i sakulą“ lub po nocach z płonącym „kahańcem“ kłuje ryby ościeniem, czyli „hwizdkoju tryzuboju“ (Sulimirski). Pozostaje mu więc tylko rola — zamiłowanie jego, jedyna karmicielka, cała nadzieja na przyszłość! On przecież po to tylko poniewierał się we Francji, Kanadzie i Stanach, aby, niczego się tam nie nauczywszy, powrócić z dolarami, spłacić długi Żydom, co już rękę na rolę jego nałożyli, i nowy jej szmat dokupić, błędnie myśląc, że — duże pole zabezpiecza duży urodzaj. Żyje i gospodarzy, jako to dziadowie czynili, a tymczasem życie stawia mu coraz to nowe i coraz trudniejsze żądanie i ziemia też i pastwiska i bydło i las i rodzina coraz liczniejsza, coraz bardziej — wymagająca bo już zasłyszała, a nawet sama widziała, jak to inni ludzie na świecie żyją i do czego dążą. Tego gazda nie może im dać w chacie... kurnej, gdzie piec olbrzymi zajmuje czwartą część izby, gdzie pod oknami
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/105
Ta strona została skorygowana.