nieciekawego kościołka na pagórku śród drzew, bo rynek i ulice zatłoczone są przez Żydów i Łemków zjeżdżających tu na targ.
Niegdyś mieściła się tu prywatna rezydencja letnia jakiegoś biskupa — znakomicie udającego uczonego, bo nawet brał udział w krakowskich dysputach. W końcu wydało się jednak, że nie był on ani uczony, ani nawet święceń nie przeszedł. Dość długo prawowała się z nim kuria i kłopotów miała co niemiara. Kościół, ufundowany przez niego, spłonął podczas wojen szwedzkich, drugi — powstały na jego gruzach wraz z całym Bukowskiem ponownie strawił pożar. Wreszcie stanął ten trzeci — mały, niewyraźnej architektury — w biednej, coraz to kurczącej się podgórskiej parafii.
Po drogach za miastem wloką się wozy powracających do domu gazdów, bo aż z Wisłoka Wielkiego, spod Kiczery i z wiosek, zaczajonych w fałdach Bukowicy wiozą tu gazdynie kury, jajka, przędzę i wełnę, gazdowie zaś — klepki i obwody bukowe do kół.
W pobliżu Bukowska. wznoszą się szczyty Ubycz i Jawornik; na ich zboczach wegetują drobne przedsiębiorstwa naftowe, przez wielkich przemysłowców porzucone tak samo, jak porzucili tu
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/120
Ta strona została skorygowana.